Po tak długiej podróży, postanowiłam przygotować coś do zjedzenia. Nie chcieliśmy zaczynać od odpoczynku, więc dawka dodatkowej energii mogła nam się przydać. Kiedy ja robiłam omlety z surowym mięsem, chłopaki przygotowywali plan działania.
Postanowiliśmy się rozdzielić. Kilka sztandarowych miejsc wymagało sprawdzenia, a w pojedynkę powinno nam pójść znacznie szybciej. Każdy udał się w swoją stronę.
Juno wyruszył w stronę targu. Sklep z książkami i lokalne ploteczki mogły być dobrym źródłem informacji.
Dymitr poszedł nad Smocze Źródła. Nie spotkał tam żywej duszy, a i miejsce po wstępnych oględzinach wyglądało na zwyczajne.
Mnie nogi poniosły do Ogrodu Mędrca. Ku mojemu zaskoczeniu, jedyną osobą, jaka tam była, była pani archeolog. Nie chciałam zdradzać jej celu swojej podróży, bo licho nie śpi, a kto wie czy nie miałaby ochoty sprzątnąć nam kamienia sprzed nosa. Ona jednak była tu na ekspedycji dotyczącej Zakazanego Miasta i Armii Terakotowej. Podobno odnaleziono nowych żołnierzy.
Dymitr postanowił odwiedzić jeszcze mistrza Lao w szkole Sim-Fu.
Po całym poza domem, spotkaliśmy się na rynku, by omówić szczegóły. Nikt z nas nie miał dobrych wieści. Przed powrotem do domu, Juno chciał odwiedzić swojego ojca, mistrza Xian. My z Dymitrem, postanowiliśmy odwiedzić najstarszego członka najwyższego rodu w Chinach. Mistrz Lao umożliwił nam to spotkanie.
Kiedy Juno udał się do swojego domu rodzinnego...
... my zostaliśmy ugoszczeni przez Pana Szang Sun Tan. Nie należał do ciepłych osób i poświęcił nam zaledwie 10 minut, wypowiadając zaledwie 3 słowa:
"To tylko bajka."
Juno wiedział, że mistrz Xian powinien teraz medytować. Kiedy dotarł na ostatnie piętro i nie zobaczył na tarasie jego maty, a jego nos nie wyczuł zapachu ojca, który tak dobrze pamiętał, wiedział, że powinien spodziewać się najgorszego.
Udał się na miejscowy cmentarz. Zobaczywszy urnę z imieniem swojego ojca, dał upust swoim emocjom. Płakał. Stracił poczucie czasu, którego teraz, jako wampir, miał w bród. Analizując swoje myśli zrozumiał, że jego szkolenie trwało długie miesiące. A od pamiętnego balu, nie widział ojca ani razu.
Siedzieliśmy w domu, próbując przeczytać zdobyte książki i broszury. Mieliśmy nadzieję natrafić na jakiś ślad, mapę czy informację turystyczną.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. To Juno wszedł innym wejściem. Chciał nas uniknąć. Postanowiłam dać mu chwilę, a później poszłam za nim na balkon. Musiałam sprawdzić co się dzieje. Mówił o śmierci ojca. Zaskoczenie, złość, smutek to wszystko zawierały jego słowa.
Nie nadążałam za jego wypowiedziami. Przepraszam mnie za ugryzienie. Mówił, że nienawidzi bycia wampirem. Nie chce żyć wiecznie, tracąc swoich bliskich. Tak bardzo żałował, że stracił również mnie. Teraz nie miał już nikogo. Próbowałam go pocieszyć mówiąc, że wciąż tu jestem. Że teraz przeszłość nie ma znaczenia.
I po raz kolejny przekonałam się, że powinnam najpierw myśleć, a potem mówić. Kolejne wydarzenia posypały się, jak lawina. Juno odebrał to jako zapewnienie o moim nieprzemijającym uczuciu do niego i postanowił mnie pocałować.
Dymitr wszedł na górę, sprawdzić co się z nami dzieje. On zawsze ma dobre wejścia. Musiał słyszeć naszą kłótnię, bo zaraz wyskoczył z oskarżeniem, że to przez niego jestem teraz pijawką i nie ma prawa mnie tknąć.
Juno pod ilością przytłaczających go emocji, dał się ponieść chwili i rzucił się z rękami na Dymitra!
Wtedy moim oczom ukazało się coś, czego się nie spodziewałam. Złapałam chłopaków za ramiona, rozdzielając ich szybko. Nie zważając na zaistniałą sytuację, zapytałam Dymitra, czy przekaz bajki może być traktowany "dosłownie"? Wzruszył ramionami zaskoczony moją postawą.
Wskazałam palcem w dal, a chłopaki powiedli za nim wzrokiem. Tuż przed nami roztaczał się piękny widok pasma górskiego. Na samym środku widniało wejście do jaskini. Wejście, w kształcie głowy smoka...
Wiedziałam, że to co stało się przed chwilą, trzeba jak najszybciej wyjaśnić. W tym jednak momencie nic, ale to nic nie miało znaczenia. Nic poza Jaskinią Smoka...
C. D. N.
Jedna z moich Simek postanowiła opowiedzieć trochę o sobie. Jej historia zamieszczona jest także na jednym forum.
niedziela, 7 grudnia 2014
niedziela, 2 listopada 2014
Odcinek 33
Moje ciało było bezwładne, a świadomość odpłynęła w siną dal, potrafiłam jednak wyczuć pewne zewnętrze bodźce, jak to, że ziemia drga od czyichś kroków...
Ktoś uniósł moje ciało, szeptając uspokajające słowa. Nie mogłam jednak wyczuć kto to. Jego głos dochodził jakby z oddali.
Tajemniczy bohater musiał położyć mnie na łóżku, bo poczułam jak zatapiam się w miękką powierzchnię pościeli.
Tymczasem rozwścieczony Juno pobiegł do Dymitra. Nie rudno było go znakeźć, gdyż nieprzerwanie ślęczał nad księgami w poszukiwaniu wsazówek na nasz kolejny wyjazd.
Wampir przyskoczył do wilkołaka, poszturchując go mocno i wykrzykując, że jego zachowanie doprowadziło mnie na skraj wyczerpania. W stronę wilka poleciało wiele niecenzuralnych epitetów.
Na polu bitwy, szybko pojawiła się Pani Wasylisa. Dymitr wyglądał na zmieszanego, jakby ktoś wylał mu kubeł zimnej wody na głowę.
Dyrektorka złapała syna za rękę i zaciągnęła do swojego gabinetu. Ciężko powiedzieć o czym "rozmawiali", ale biorąc pod uwagę, że było słychać jedynie jej podniesiony głos, to nie mogło to być nic miłego...
Kiedy tylko robot zniknął za drzwiami, do pokoju wszedł Juno. Mój sokoli wzrok zauważył, jak jego nozdrza rozszerzyły się podążając za wonią czerwonej cieczy. Przysunął sobie krzesło i usiadł. Milczał chwilę kręcąc głową i uśmiechając się delikatnie.
"Kiedy ty w końcu zaczniesz myśleć o sobie?" - zapytał, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
Później przyszeł Dymitr z miną zbitego psa. Czyż to nie ironia? Cała złość, jaka siedziała we mnie przez ostatnie dni, jakoś wyparowała razem z otwarciem oczu. Przepraszał, mówił, że mu przykro, że się zagalopował. Ja słuchałam. Wtedy zapytał, czy jest coś, co może dla mnie zrobić. Była taka rzecz...
Z poważną miną oświadczyłam, że pragnę w tej chwili tylko jednej rzeczy... Gorącej kąpieli. Jego twarz pojaśniała, nie uśmiechnął się, ale widać było, że odczuł wielką ulgę. Pobiegł nalać mi wody do wanny. Przyniósł ciuchy i zaprowadził do łazienki.
Kąpiel dobrze mi zrobiła, chociaż nadal byłam słaba i bledsza niż zwykle. Stary dreś uświadomił mi, że już nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na jakiś zakupach...
Wilkołak czekał na mnie. Zeszliśmy razem do salonu, gdzie Pani Wasylisa grała na fortepianie. Uwielbiałam to. Jednak teram mieliśmy porozmawiać o kolejnej wyprawie.
Nim zaczęłam opowiadać o moim odkryciu, Pani Dragomir zabrała głos. Oświadczyła, że bez względu na to, gdzie się wybieramy, Juno jedzie z nami. Mnie ta wiadomość zaskoczyła, jednak Dymitr przyjął to z kamienną twarzą. Czyżby to miała być kara dla niego? Towarzystwo dwóch wampirów na poważnym wyjeździe? To nie miał być "odwyk" dla wilkołaka, tylko poszukiwania magicznego kamienia...
Kiedy czarownica usiadła, ja dostałam prawo głosu. A więc...
Kiedy ostatnio przeszukiwałam sieć, coś tknęło mnie, by porzucić dział legend i bajek, a przejść do kategorii "straszenia dzieci". Wiecie jaka jest najpopularniejsza historyjka, którą próbuje się dyscyplinować dzieci w Chinach? Jest to opowieść o smoku, który zjada małe serduszka i przez to odwracają się od ciebei przyjaciele. Nie brzmi to podobnie? Kształt serca i kłótnie między rasami? Mam nadzieję, że trafiłam dobrze. Ale póki co, to jedyny trop jaki mamy.
Dymitrowi aż zaszkliły się oczy, chociaż nie pokazał tego po sobie, to wiem, że wzrosło w nim podniecenie, przyspieszył puls i oddech. Uśmiechnęłam się do siebie. Już mieliśmy się rozejść, kiedy złapałam go za rękę i przytuliłam do siebie. I on mocno mnie objął, mówiąc krótkie - "Dziękuję."
Poszliśmy się przygotować. Przed samym wyjazdem, Pani Wasylisa zawołała nas jeszcze do jadalni. Na stole stały dwie butelki wina. Jak się okazało, była to krew dla Juno. Nauczycielka wiedziała, że ja dam sobie radę, jednak on miał jeszcze za mały "staż". Chciała żebyśmy wzięli ten zapas.
Dwie godziny w saochodzie, 11 godzin w samolocie, 1,5 godziny autokarem. Wykończeni, ale też zdenerwowani i podekscytowani zarazem dotarliśmy do kolejnego miejsca naszego przeznaczenia.
Witamy w Chinach, na ziemi, na której rozpoczęło się moje nowe życie.
C. D. N.
Ktoś uniósł moje ciało, szeptając uspokajające słowa. Nie mogłam jednak wyczuć kto to. Jego głos dochodził jakby z oddali.
Tajemniczy bohater musiał położyć mnie na łóżku, bo poczułam jak zatapiam się w miękką powierzchnię pościeli.
Tymczasem rozwścieczony Juno pobiegł do Dymitra. Nie rudno było go znakeźć, gdyż nieprzerwanie ślęczał nad księgami w poszukiwaniu wsazówek na nasz kolejny wyjazd.
Wampir przyskoczył do wilkołaka, poszturchując go mocno i wykrzykując, że jego zachowanie doprowadziło mnie na skraj wyczerpania. W stronę wilka poleciało wiele niecenzuralnych epitetów.
Na polu bitwy, szybko pojawiła się Pani Wasylisa. Dymitr wyglądał na zmieszanego, jakby ktoś wylał mu kubeł zimnej wody na głowę.
Dyrektorka złapała syna za rękę i zaciągnęła do swojego gabinetu. Ciężko powiedzieć o czym "rozmawiali", ale biorąc pod uwagę, że było słychać jedynie jej podniesiony głos, to nie mogło to być nic miłego...
W pewnym momecie, poczułam coś, co umarłego postawiłoby na nogi... No może niezupełnie, ale zapach ciepłej, świeżej krwi nie pozostaje obojętny żadnemu wampirowi. Podziałało to na mnie niczym sole trzeźwiązce.
Jack przyniósł mi w kubku jeszcze ciepły napój. Nie chciał odpowiedzieć skąd go ma, ale zapewnił, że to postawi mnie na nogi.
"Kiedy ty w końcu zaczniesz myśleć o sobie?" - zapytał, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
Później przyszeł Dymitr z miną zbitego psa. Czyż to nie ironia? Cała złość, jaka siedziała we mnie przez ostatnie dni, jakoś wyparowała razem z otwarciem oczu. Przepraszał, mówił, że mu przykro, że się zagalopował. Ja słuchałam. Wtedy zapytał, czy jest coś, co może dla mnie zrobić. Była taka rzecz...
Z poważną miną oświadczyłam, że pragnę w tej chwili tylko jednej rzeczy... Gorącej kąpieli. Jego twarz pojaśniała, nie uśmiechnął się, ale widać było, że odczuł wielką ulgę. Pobiegł nalać mi wody do wanny. Przyniósł ciuchy i zaprowadził do łazienki.
Kąpiel dobrze mi zrobiła, chociaż nadal byłam słaba i bledsza niż zwykle. Stary dreś uświadomił mi, że już nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na jakiś zakupach...
Wilkołak czekał na mnie. Zeszliśmy razem do salonu, gdzie Pani Wasylisa grała na fortepianie. Uwielbiałam to. Jednak teram mieliśmy porozmawiać o kolejnej wyprawie.
Nim zaczęłam opowiadać o moim odkryciu, Pani Dragomir zabrała głos. Oświadczyła, że bez względu na to, gdzie się wybieramy, Juno jedzie z nami. Mnie ta wiadomość zaskoczyła, jednak Dymitr przyjął to z kamienną twarzą. Czyżby to miała być kara dla niego? Towarzystwo dwóch wampirów na poważnym wyjeździe? To nie miał być "odwyk" dla wilkołaka, tylko poszukiwania magicznego kamienia...
Kiedy czarownica usiadła, ja dostałam prawo głosu. A więc...
Kiedy ostatnio przeszukiwałam sieć, coś tknęło mnie, by porzucić dział legend i bajek, a przejść do kategorii "straszenia dzieci". Wiecie jaka jest najpopularniejsza historyjka, którą próbuje się dyscyplinować dzieci w Chinach? Jest to opowieść o smoku, który zjada małe serduszka i przez to odwracają się od ciebei przyjaciele. Nie brzmi to podobnie? Kształt serca i kłótnie między rasami? Mam nadzieję, że trafiłam dobrze. Ale póki co, to jedyny trop jaki mamy.
Dymitrowi aż zaszkliły się oczy, chociaż nie pokazał tego po sobie, to wiem, że wzrosło w nim podniecenie, przyspieszył puls i oddech. Uśmiechnęłam się do siebie. Już mieliśmy się rozejść, kiedy złapałam go za rękę i przytuliłam do siebie. I on mocno mnie objął, mówiąc krótkie - "Dziękuję."
Poszliśmy się przygotować. Przed samym wyjazdem, Pani Wasylisa zawołała nas jeszcze do jadalni. Na stole stały dwie butelki wina. Jak się okazało, była to krew dla Juno. Nauczycielka wiedziała, że ja dam sobie radę, jednak on miał jeszcze za mały "staż". Chciała żebyśmy wzięli ten zapas.
Dwie godziny w saochodzie, 11 godzin w samolocie, 1,5 godziny autokarem. Wykończeni, ale też zdenerwowani i podekscytowani zarazem dotarliśmy do kolejnego miejsca naszego przeznaczenia.
Witamy w Chinach, na ziemi, na której rozpoczęło się moje nowe życie.
C. D. N.
niedziela, 5 października 2014
Odcinek 32
Jeszcze tego samego dnia zapragnęłam wyskoczyć na miasto.
Doszłam do wniosku, że krótkie oderwanie się od problemów, powinno mi dodać nowej siły do działania. Jednak nie wszyscy się z tym zgadzali...
Jeszcze nie zdążyłam dotrzeć do bramy, a na swoim ramieniu poczułam czyjąś dłoń. To Dymitr zatrzymał mnie mocnym uściskmiem. Jego twarz nie wyglądała na zadowoloną. Był zirytowany. Podniesionym głosem i wymachując rękami, zaczął mi wyrzucąć, jakim prawem wychodzę ze szkoły. Przecież powinnam szukać wskazówek, a nie spacerować, jakby nic się nie stało.
Ciśnienie sięgnęło zenitu! Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale to? Powstrzymując się od wynuchu i obnażenia kłów, wybiegłam ile sił w nogach.
Nie widziałam, gdzie biegnę. W mojej głowie nie było żadnych myśli. Byłam zła. Dałam się prowadzić swoim nogom, nie mając pojęcia ile czasu już jestem w ruchu.
Zatrzymałam się. Nie, nie dlatego, że nie miałam siły biec dalej, a dlatego, że dotarłam na skraj lądu. Musiałam przebiec wiele kilometrów, a trwało to niemal cały dzień. Moje wnętrze nie uspokoiło się ani odrobinę. Musiałam nad sobą zapanować.
Usiadłam na brzegu morza. Słońce już dawno schowało się za horyzontem.
"Jak on mógł tak się zachować? Myślę tylko o sobie? Ja? Pieprzony, zapchlony pies! Kto tu jest egoistą!?"
Właśnie to siedziało mi w głowie. Spięte mięśnie wywoływały drżenie całego ciała, które udawało mi się powstrzymać jedynie głębokimi oddechami.
Nad ranem wróciłam do szkoły. Miałam ochotę zrobić sobie wakacje, ale wiedziałam, że zbyt wiele osób na mnie liczy. Nie mogłam zostawić ich samych. Jeden kudłaty szczeniak nie zatrzyma mnie przed zrealizowaniem planów.
Odnalazłam wilkołaka i nie pozawalając mu dojść do słowa oświadczyłam, że wróciłam nie dla niego, ale dla wszystkich innych. A jedyną egoistyczną osobą w tym miejscu jest on sam!
Gniew jakim emanowałam, przyćmił moje zmysły. Nie wiedziałam, że ktoś nas obserwuje.
W milczeniu okupowaliśmy jadalnię. Piętrzące się stosy książek powoli spadały ze stołu. On z nosem w sarych woluminach, ja z nosem w sieci.
I ani jednego wypowiedzianego słowa przez kilka kolejncyh dni. Wszyscy mieszkańcy omijali to pomieszczenie szerokim łukiem. Napięcie dało wyczuć się chyba na odległość.
Kiedy Dymitr padał wykończony na kanapie...
... ja próbowałam zadbać o resztę.
Bree powoli dochodziła do siebie. Więc korzystając z okazji do wyrwania się, chociaż na chwilę, z tych czterech ścian, zabierałam ją nad morze.
Doszłam do wniosku, że krótkie oderwanie się od problemów, powinno mi dodać nowej siły do działania. Jednak nie wszyscy się z tym zgadzali...
Jeszcze nie zdążyłam dotrzeć do bramy, a na swoim ramieniu poczułam czyjąś dłoń. To Dymitr zatrzymał mnie mocnym uściskmiem. Jego twarz nie wyglądała na zadowoloną. Był zirytowany. Podniesionym głosem i wymachując rękami, zaczął mi wyrzucąć, jakim prawem wychodzę ze szkoły. Przecież powinnam szukać wskazówek, a nie spacerować, jakby nic się nie stało.
Ciśnienie sięgnęło zenitu! Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale to? Powstrzymując się od wynuchu i obnażenia kłów, wybiegłam ile sił w nogach.
Nie widziałam, gdzie biegnę. W mojej głowie nie było żadnych myśli. Byłam zła. Dałam się prowadzić swoim nogom, nie mając pojęcia ile czasu już jestem w ruchu.
Zatrzymałam się. Nie, nie dlatego, że nie miałam siły biec dalej, a dlatego, że dotarłam na skraj lądu. Musiałam przebiec wiele kilometrów, a trwało to niemal cały dzień. Moje wnętrze nie uspokoiło się ani odrobinę. Musiałam nad sobą zapanować.
Usiadłam na brzegu morza. Słońce już dawno schowało się za horyzontem.
"Jak on mógł tak się zachować? Myślę tylko o sobie? Ja? Pieprzony, zapchlony pies! Kto tu jest egoistą!?"
Właśnie to siedziało mi w głowie. Spięte mięśnie wywoływały drżenie całego ciała, które udawało mi się powstrzymać jedynie głębokimi oddechami.
Nad ranem wróciłam do szkoły. Miałam ochotę zrobić sobie wakacje, ale wiedziałam, że zbyt wiele osób na mnie liczy. Nie mogłam zostawić ich samych. Jeden kudłaty szczeniak nie zatrzyma mnie przed zrealizowaniem planów.
Odnalazłam wilkołaka i nie pozawalając mu dojść do słowa oświadczyłam, że wróciłam nie dla niego, ale dla wszystkich innych. A jedyną egoistyczną osobą w tym miejscu jest on sam!
Gniew jakim emanowałam, przyćmił moje zmysły. Nie wiedziałam, że ktoś nas obserwuje.
W milczeniu okupowaliśmy jadalnię. Piętrzące się stosy książek powoli spadały ze stołu. On z nosem w sarych woluminach, ja z nosem w sieci.
I ani jednego wypowiedzianego słowa przez kilka kolejncyh dni. Wszyscy mieszkańcy omijali to pomieszczenie szerokim łukiem. Napięcie dało wyczuć się chyba na odległość.
Kiedy Dymitr padał wykończony na kanapie...
... ja próbowałam zadbać o resztę.
Bree powoli dochodziła do siebie. Więc korzystając z okazji do wyrwania się, chociaż na chwilę, z tych czterech ścian, zabierałam ją nad morze.
Caroline pomagałam wsmarowywać maść, mając nadzieję, że już niebawem będzie mogła wyjść do ludzi.
Robiąc zakupy dla Pani Wasylisy...
... wpadałam na złomowisko, żeby dla Jacka przywieźć coś dobrego.
Wiedziałam, że Pani Dyrektor widzi to wszystko. Nie rozmawiała ze mną na ten temat, ale wiem, że wiedziała co robię.
Kolejny tydzień poszukiwań i nadal milczenie. Dobijało mnie to, ale czekałam aż Dymitr mnie przeprosi. Zasługiwałam na to.
Prace nie posuwały się zbyt dobrze. Czytałam wszystkie możliwe teksty na temat smoków w Chinach, czy połkniętych serc. Kiedy już chciałam się poddać, moim oczom ukazał się stary artykuł.
Wstałam, żeby podzielić się informacjami z wilkiem, kiedy poczułam, że grunt usuwa mi się spod nóg...
C. D. N.
Subskrybuj:
Posty (Atom)