czwartek, 28 marca 2013

Odcinek 6


Telefon, który mnie obudził, nie zwiastował nic dobrego. Dzwoniła Dorotha. Christopher zmarł.



Uspokoiłam ją i obiecałam, że zaraz wszystko załatwię. Był środek nocy, ale internet daje wiele możliwości o każdej porze dnia i nocy. Zaczęłam od zabukowania biletu dla mojej gosposi oraz transportu dla jej ukochanego.



Z samego rana zerwałam się na równe nogi. Już miałam wychodzić, kiedy w moje ręce wskoczył Boss. Był pozytywnym promykiem w tym ciężkim dniu.



Najważniejsze było zorganizowanie pogrzebu. Catering nie był problemem, ale miejsce na cmentarzu, to już zupełnie inna sprawa. Na szczęście pan Evergreen, to wyrozumiały i dobrze zorganizowany człowiek. Bez problemu udało się zamówić odpowiednie miejsce i dobrą obsługę.



Dorotha przyjechała, zanim wróciłam do domu. Siedziała przy stole, patrząc się w przestrzeń. Oczy miała zapuchnięte od płaczu.



Opowiedziała mi wszystko. Christopher odszedł spokojnie. Położył się na popołudniową drzemkę i już się nie obudził. Nie cierpiał.



Tuż przed pogrzebem zadzwonił Steven. Nie udało mu się odwołać koncertu i nie zdołał przyjechać na pogrzeb. Byłam zła, ale wiedziałam, jak to jest w branży. Czasami jedna odmowa może przekreślić grube pieniądze. A wtedy na sumieniu masz nie tylko siebie, ale i całe grono ludzi, którzy pracują razem z tobą.



Ceremonia pogrzebowa była skromna. Nawet syn Chrisa się nie zjawił.



Szczęście w nieszczęściu, deszcz zaczął padać tuż po zakopaniu grobu. Tak... nawet niebo płakało po stracie wspaniałego człowieka.



Po wszystkim, pojechałyśmy do domu na niewielką stypę.



Dorotha rzuciła mi się w ramiona, płacząc jak bóbr i dziękując za pomoc. Serce pękało mi z żalu. Zaledwie 3 tygodnie temu wzięli ślub, a już musieli się pożegnać.



Dni mijały, a Dorotha zamknęła się w sobie. Całe dnie spędzała u siebie w pokoju. Nie chciała jeść, ani nigdzie wyjść. Bardzo się o nią martwiłam.



Powiedziałam jej, że przykro mi jest, kiedy na nią patrzę. A bezsilność w tej sytuacji po prostu mnie przerasta. Rozpłakała się tłumacząc, że nie potrafi się pogodzić ze stratą Chrisa. Te rany były zbyt świeże, żeby się zagoić.



Przypomniałam sobie o Sandrze, siostrze Dorothy. Zaproponowałam, żeby pojechała do niej. Zmiana otoczenia mogła dobrze na nią podziałać. Po godzinnym zapewnianiu, że dam sobie ze wszystkim radę, zgodziła się na wyjazd. Chciałam, żeby odpoczęła. Sandra mieszkała na wsi. To mogło pomóc jej siostrze.



Jeszcze tego samego wieczoru miał wrócić Steven. Dzwonił do mnie z drogi, że już jedzie. Chcąc zabić czas, przeglądałam swoją pocztę. Wtedy zaskoczył mnie jeden mail.



Dźwięk przekręcanego klucza, oderwał mnie od lektury. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam uściskać moją zgubę. Tęsknota dawała mi się we znaki.



Jego bliskość, zapach i bijące serce, na chwilę zabrały mnie z tej szarej krainy, jaką jest rzeczywistość...



Zasiadając do kolacji, w okolicach 3 w nocy – bardzo zdrowo, zdałam Stevenowi relację z ostatnich dni. Doszłam do wniosku, że wysłanie Dorothy do siostry, to był bardzo dobry pomysł. Gdyby miała jeszcze raz przeżywać litanie pokrzepiających słów, tym razem z ust Stevena, chyba by tego nie zniosła. Wspomniałam mu też o zaskakującym mailu, jakiego dostałam. Było to zaproszenie na występ w Seattle.



Wtedy pożałowałam, że nie wyjechałam z gosposią. Steven był zły. Nigdy nie lubił, kiedy miałam gdzieś jechać. A tym bardziej, kiedy miało to trwać więcej niż 2 dni. Zaczął robić wywody na temat bezpieczeństwa, czy wiem już wszystko na temat hotelu, cateringu i miejsca, w którym miałam dać występ. Irytowało mnie to, bo sam bardzo lubił swoje trasy.



Wpuściłam to jednym uchem i wypuściłam drugim. Wiecie, że i tak pojadę, co nie?



Uwielbiam Lanę, ona zawsze stawia na swoim. Jak uda jej się wyjazd? No i czy Steven będzie się gniewał? Zobaczymy...

C. D. N.

Odcinek 5


Dzień przed wyjazdem w trasę, Steven wymknął się rano z domu. Ja jeszcze smacznie spałam, kiedy on po cichu wyszedł. To do niego niepodobne.



Zatrzymał się przy jednym z domów po drugiej stronie miasta. Czego tam szukał i kogo poszedł odwiedzić?



Wszystko wyjaśniło się zaraz, jak tylko wrócił. Zmieszana jego nieobecnością, zeszłam na śniadanie. Nim skończyłam, wrócił do domu z niespodzianką.



Przyprowadził szczeniaczka. Wyjaśnił, że kiedy nie ma Dorothy i on sam musi wyjechać, nie chciał mnie zostawić bez opieki. W internecie znalazł wzmiankę o sąsiedzkiej sdopcji. Napisał maila i pojechał odebrać mojego nowego ochroniarza.



Czułam się, jak dziecko, które dostało wymarzony prezent. Wskoczyłam mu w ramiona.



Kiedy moj narzeczony wyjechał, popadłam w rutynę. Każdy dzień wyglądał zabójczo podobnie. Poranna toaleta...



Śniadanie... Tak, uwierzcie, że nie umarłam z głodu.



Zabawa z moim bodyguard’em.





Później przychodził czas na mój codzienny trening.



Nie, to nie bug w grze. Ona ćwiczy chodzenie pod wiatr.



W przerwie na lunch dzwoniła do mnie Dorotha, zdajać relacje z ich wycieczki. Czasami odzywał się Steven, ale sam w tym czasie miał próby, więc jego telefony były bardzo rzadkie.



Stosy listów. Rachunki, zaproszenia, oferty występów i masa papierów przesyłanych przez naszych manager’ów. Czy w dobie internetu nie nauczą się wysyłać maili?



Popołudnia spędzałam w kawiarniach, restauracjach i wielkich salach pokazowych. Nie, nie na rozrywce, tylko na ciężkiej pracy. Kolejne występy musiałam wciskać w i tak już napięty grafik. Ale cóż... Sztuka wymaga poświęceń, co nie?





Powrót do domu i gorąca kąpiel.



Kilka domowych obowiązków. Brak gosposi daje się we znaki. Nie było źle, ale człowiek się łatwo przyzwyczaja do luksusów.



Kolacja.



Odcinek ulubionego serialu w towarzystwie mojego pupila.



Wieczorne pieszczoty...



... i słodki sen.



Wstajemy rano i od nowa... Rutyna jest straszna. Brak czasu na spotkania towarzyskie, to jakaś porażka. Na szczęście Boss oddaje mi się towarzysko bez reszty.



Którejś nocy obudził mnie telefon...



Kto dzwonił w środku nocy i co chciał od Lany? Nie zdradzę teraz, ale piszcie, co przychodzi Wam do głowy.

C. D. N.

Odcinek 4


Z samego rana, usiadłam do laptopa, by rozpisać plan działania. Przed ślubem czekała nas jeszcze Wigilia. Ceremonię zaplanowaliśmy na pierwszy dzień świąt.



Na kolacji wigilijnej mieliśmy gościa. Dołączył do nas Sam, syn Christophera z pierwszego małżeństwa.



Oczywiście nie obyło się bez prezentów! (Wybaczcie, ale rozpakowywania trwało tak długo, że udało się tylko dwóm Simom dorwać do prezentów. Impreza za szybko się skończyła. Następnym razem, muszę zrobić więcej miejsca w pokoju.)





Po kolacji, rozmawiałam ze Stevenem o prezencie dla nowożeńców. Postanowiliśmy zafundować im dwa tygodnie w Alpach, gdzie mogli zażywać najróżniejszych zabiegów odnowy biologicznej i uczestniczyć w różnorakich zajęciach.



Już o 10 porwałam Dorothę do Spa. Chciałam, żeby przyszła Panna Młoda wyglądała świeżo w dniu swojego ślubu.



Po masażu, maseczce i pielęgnacji dłoni, poszłyśmy coś przegryźć.



Kiedy Steven pomagał Christopherowi...



Ja wspierałam Dorothę.



Wszystko było gotowe. Para młoda rozanieliła się na swój widok. Prawda, wyglądali cudownie.



Już mieliśmy zaczynać, kiedy... Chris zasłabł.



Wiedząc, jaki jest jego stan zdrowia, zabraliśmy go szybko do szpitala. Tam, czekając na wyniki badań, czas dłużył się niemiłosiernie.



Siedzieliśmy w poczekalni. Dorotha została w sali z ukochanym.



Kiedy tylko się wybudził, przybiegła nas zawołać.



Leżał na łóżku, odkryty i w zadziwiająco dobrym humorze. Po 3 godzinach czekania, okazało się, że to nic poważnego. Po prostu zasłabł. Dostał od nas reprymendę, że ma nas tak nie straszyć.



Wyglądał i czuł się dobrze. Jednak lekarz chciał go zatrzymać w szpitalu na parę dni. Postanowiliśmy wykorzystać jego dobre samopoczucie i dokończyć ceremonie w sali szpitalnej.





Przedstawiam Państwa Dorothę i Chritophera Lancer.



Oczywiście uściski i gratulacje.



W domu, Steven odpoczywał. Zbierał siły na kolejną trasę, w którą miał już niebawem wyruszyć.



Dorotha całe dnie spędzała w szpitalu, przy ukochanym. To zmotywowało mnie do sięgnięcia po książkę kucharską. Kiedy dowiedziałam się, że Chris ma wrócić do domu, postanowiłam coś upichcić.



Młoda para znowu w domu.



Zasiedliśmy razem do stołu. Szefowa kuchni nie mogła się nadziwić, jakie postępy poczyniłam w dziedzinie gotowania.



W końcu mieliśmy okazję przekazać im informację, o czekającym prezencie ślubnym. Gosposia nie mogła uwierzyć w nasze słowa. Była zachwycona wyjazdem, ale obawiała się, czy nie umrę z głodu, kiedy jej nie będzie. Kolacja miała być dowodem mojej samodzielności.



Przesiedzieliśmy razem cały wieczór. W nocy, starsi państwo chyba nie zmrużyli oka, pieczętując swój związek.



No i tak o to nadszedł dzień wyjazdu. Pożegnanie i ostatnie wskazówki. Nie, nie nasze dla nich, tylko ich dla nas. Dostałam długą listę, banalnie prostych potraw, które pomogą mi przetrwać samotne dni.



Zostaliśmy sami. Za dwa dni, Steven miał ruszyć w trasę. Postanowił troszkę mnie porozpieszczać. Zjedliśmy kolację, wypiliśmy drinka i obejrzeliśmy razem film...



Jak się jednak okazało, nie to było atrakcją tego dnia. O świcie, Steven zerwał się na równe nogi i pociągnął mnie za rękę za sobą. Myślałam, że chcę iść „na pięterko”. Ale nie to miał w planach. Kiedy przede mną uklęknął, oniemiałam z zachwytu.



Wyznał, że ślub Dorothy i Chritophera bardzo go wzruszył. Wsunął mi pierścionek na palec i zapytał, czy i ja nie zechciałabym mu towarzyszyć przez resztę życia. Chyba nie muszę mówić, jaka była moja odpowiedź?



No i co teraz? Jak uda się wyjazd “młodej” starszej pary? Co zrobi Lana, przez dwa tygodnie bez gosposi i ukochanego? No i jaki będzie ich ślub? Sami zobaczycie.

C. D. N.