poniedziałek, 28 października 2013

Odcinek 24

Tego jesiennego dnia, chłopaki szykowali śniadanie na dworze. Dymitr rozgrywał partię ping - ponga z matką, Marcus pichcił coś przy grillu, a Samuel zadbał o nakrycie stołu.


Kiedy weszłyśmy z Caroline na podwórko, wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę, a chłopaki w podskokach utworzyli wokół niej wianuszek.


To zamieszanie doprowadziło do małego wypadku... nasze śniadanie poszło z dymem...


Na szczęście, sytuacja została szybko opanowana. Miło mieć w grupie wiedźmę, dżina i dzielnego wilczka.


Marcus skoczył po kolejną porcję łososia, a Caroline zapytała o legendę, o której wspominał Dymitr, kiedy wyszłyśmy na dwór. Rozmawiałam z Wasylisą, ale, mimo to, słyszałam każde słowo z ich dialogu.


Nasza dama zaskoczyła wilka, wspominając, jak jej dziadek opowiadał jej do snu pewną podobną historię...


To była jej ulubiona bajka i chociaż znała ją na pamięć, dziadek czytał jej te same słowa każdego wieczoru... opowieść o kamieniu jedności.


Zła wiedźma, zdradzona przez przyjaciół, zakradła się niepostrzeżenie do ich domu.


Wspaniała rodzina, w której niedawno narodził się syn, nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Gdy Ci cieszyli się własnym szczęściem, za ich plecami rozgrywał się dramat, który już niebawem miał zmienić losy całego świata.


Nim baron zdążył zareagować, wiedźma zniknęła razem z kamieniem.


Rozgniewana tym, że przyjaciele nie dotrzymali obietnicy, postanowiła zniszczyć ich szczęście.


Złamała kamień, tak, jak oni złamali jej serce. Dzieląc go na 4 mniejsze elementy.


Podobno, jedna z części kamienia spoczywa od milionów lat gdzieś w ziemi egipskiej, dokończyła Caroline. Dymitr próbował poskładać wszystko do kupy. Nie pasowały mu te dwie historie do siebie, z drugiej jednak strony, legendy są jak plotki. Każdy kto je wypowiada, zmienia odrobinę ich formę. Możliwe, że w czasach dzieciństwa Caroline, brzmiała ona zupełnie inaczej. Biorąc pod uwagę egipskie bóstwa, Matka Natura mogła być postrzegana, jako zła wiedźma. Ale co mają znaczyć miliony lat...


Nie zastanawiając się dłużej, Dymitr wypalił, że wybiera się w podróż. Pytał, czy i ja z nim pojadę. Wiedziałam, że to ma pomóc obu naszym gatunkom, ale nie byłam gotowa na to, żeby już, tak nagle, wyjeżdżać.


Na szczęście, z pomocą przyszła mi Caroline, która wspomniała o nadchodzącym balu. Teoretycznie nikt nie powinien opuszczać szkoły na dłużej przed jej zakończeniem.


Zgodziłam się pojechać z Dymitrem, ale dopiero po balu na koniec roku. Nie chciałam go przegapić, a dzięki niemu, zyskiwałam kilka dodatkowych dni na przygotowania do wyjazdu.


Z tą "rewelacyjną" wiadomością, poszliśmy od razu do Pani Dragomir. Uznałam, że powinna wiedzieć o naszych planach. Zastaliśmy ją w pracowni, jak zwykle warzącą kolejne magiczne eliksiry.


Myślałam, że Pani Wasylisa będzie się bronić rękami i nogami przed naszym wyjazdem. Ona jednak od razu zgodziła się na wyprawę.


Oświadczyła, że musi nas przygotować do wyjazdu, obróciła się na pięcie i wyszła...


Zaskoczeni jej reakcją i, bądź co bądź, krótką wymianą zdań, staliśmy chwilę w bezruchu, patrząc w zamykające się za nią drzwi.


Poszliśmy do salonu, z którego dobiegały dźwięki muzyki. Zebrali się tam wszyscy uczniowie, relaksując się w niedzielne popołudnie.


Po chwili, wszyscy zostawili swoje zajęcia. Podeszli do nas i zaczęła się gorąca dyskusja na temat zbliżającego się balu. Zgiełk i wrzawa towarzysząca tym rozmowom, wprowadziła bardzo pozytywny nastój. Każdy entuzjastycznie podejmował się wszelkich działań.


Koniec końców, każdy dostał swój przydział. Marcus miał zadbać o jedzenie. Od razu pobiegł do kuchni sprawdzić zapasy i przygotować listę zakupów.


Ja dostałam za zadanie przygotowanie zaproszeń dla wszystkich gości. Nie spodziewałam się, że ma przyjechać aż tyle osób!


Dymitr miał załatwić jakieś atrakcje, więc z szybkością huraganu przeglądał kolejne ogłoszenia w internecie, wyszukując coraz to nowszych idei.


Rose została naszym szkolnym bodyguard'em. Dzięki magicznej kuli skontaktowała się z zaprzyjaźnionymi duchami, które w trakcie przyjęcia, miały w ukryciu pilnować porządku.


Samuel przygotowywał listę utworów. Mam nadzieję, że nie poleci tylko jego ulubiona muzyka, bo jego pląsy do rytmów hawajskich troszkę mnie przeraziły.


No i Caroline. Miała zadbać o ciuchy dla nas wszystkich. Kiedy jednak wpadła do pokoju, z piskiem i łzami w oczach zatrzasnęła szufladę swojej komody. Foch z przytupem miał pokazać światu, że dama nie ma się w co ubrać. Na szczęście wyglądało to bardziej komicznie niż tragicznie, bo zaczęłam się bać, że brak bandaży poprzestawiał jej wszystko w głowie. Ona jednak zaczęła się śmiać sama z siebie i pobiegła na strych.


Jaki będzie bal?
Czy wszystko się uda?
Kto na niego przybędzie?
Co szykuje dla nas Wasylisa?
I czemu tak łatwo przyjęła wiadomość o wyjeździe?


C. D. N.

niedziela, 6 października 2013

Odcinek 23

Kolejny dzień był zupełnie inny od poprzednich.
Może zacznę od tego, że wszyscy razem zasiedliśmy do stołu.
Nie było przykrych tekstów skierowanych w moją stronę, jedynie uśmiechy i lekkie skinienia głów na powitanie.



Po śniadaniu, nadal zaskoczona, ale też naładowana pozytywną energią, dostałam kolejną świetną informację. Pani Wasylisa zaproponowała, że skoro nie jestem już postrachem zamku, to mogę przenieść się do sypialni dziewcząt. Z radości zaczęłam skakać aż pod sufit. Czy ten dzień może być lepszy?



Od razu pobiegłam do dziewczyn, podzielić się tą informacją i zapytać, czy chcą, żebym z nimi zamieszkała. Co prawda, ani Rose, jako duch, ani nasza kochana (gnijąca) Caroline, nie miały się czego obawiać z mojej strony, ale nie mogłam być pewna ich zdania.



Rose zaczęła skakać i z radości uniosła ponad ziemię, co komicznie wyglądało, bo nogi zwisały jej ze stropu. Również mumia była zadowolona. Jej radość objawiała się jednak zwykłym pojękiwaniem.



Kiedy emocje trochę opadły i dziewczyny przestały się licytować w pomysłach na dzisiejszy wieczór, poszłam z Marcusem do biblioteki. Chłopak czytał kolejną książkę o sieciach społecznych, a ja przysiadłam się do Samuela, który właśnie rozstawiał szachy do kolejnej samotnej partyjki. Nie miał jednak za złe, że przerwałam mu tę kontemplację, ucieszył się z nowego towarzysza gry.



Do pokoju wszedł Dymitr. Poprzedniego dnia obiecał, że pomoże mi wyszkolić moje zmysły. Nie wiedziałam jednak, że tak szybko się tego podejmie.



Zaczął przeszukiwać regały, wyciągając kolejne pozycje mówiące o umiejętnościach wampirów i wilkołaków. Stwierdził, że powinnam poznać zdolności swoich wrogów.



Szukaliśmy nawet najkrótszych informacji, porównując ze sobą różne teksty.





Tak byłam zaczytana, że nie zwróciłam uwagi, kiedy ucichła rozmowa chłopaków i ich zabawne przekomarzanie się. Zerknęłam przez ramię i co zobaczyłam? Skupionego Marcusa, analizującego swój kolejny ruch i Samuela wpatrzonego w niego, jak w obrazek.



Zaskoczona tym, co zobaczyłam, nie zareagowałam od razu na wołanie Dymitra. Jego głos, z każdym słowem, stawał się coraz donośniejszy. Podeszłam szybko, zaintrygowana jego znaleziskiem...



Mówił tak szybko i z taką ekscytacją w głosie, że nie byłam w stanie nic zrozumieć. Musiałam go uspokoić i poprosić, żeby jeszcze raz wszystko wyjaśnił.



Wyjaśnił, że znalazł wzmiankę o legendzie, która mówi o pojednaniu obu naszych gatunków. W jego oczach, miał to być koniec wojen i wiecznych polowań. Ale czy miała ona powstrzymać instynkt? A może to polowanie miała jakieś wyższe cele? I czy to nie tylko bajka opowiadana dzieciom na dobranoc?



Widząc moją sceptyczną minę, Dymitr pobiegł wypytać matkę o szczegóły. W momencie zrodziła się w mojej głowie masa pytań oraz długa lista za i przeciw zmiany ustalonych "reguł".

***

Dymitr wbiegł do pokoju matki nie pukając do drzwi. Miliony myśli kłębiły mu się w głowie i setki z nich w jednym momencie wypowiadał jego język. Zlepek zdań, jakie z siebie wyrzucał nie miały większego sensu, ani logicznej całości.



Pani Dragomir uciszyła go jednym ruchem dłoni i jak zaczarowana wyrecytowała słowa legendy, o którą pytał jej syn.

"Dziwny miłości traf się kiedyś ziścił,
Że dwoje ludzi pokochało przedmiot nienawiści.
Syn z nocy zrodzony i córa lasu oswojona,
Padli w swe uczuć namiętnych ramiona.
Dwa zwaśnione rody,
Każdy z innej świata strony,
Przeciwni związkowi odwieczni wrogowie,
Pakty i traktaty stanęły na głowie.
Z zakazu dziecię się zrodziło,
Co rodzinę wielce oburzyło.
By wojny zapobiec i żyć dalej w zgodzie.
Rodzice dziecię oddali przyrodzie.
By spokój zachować i rozejmu czasy,
Malec miał odejść w głuszy dzikiej lasy.
By dziecka nie stracić,
Magia pozwoliła rodzicom się wzbogacić.
Piękny kamień chronić miał rodzinę całą.
Tak też się stało.
Lecz dnia pewnego,
Zniknął skarb, nie wiedząc dlaczego.
Dziecię oddano w ręcę Matki Natury,
Otwierając drzwi do wojny pierwszej tury.
Czara goryczy szybko się przelała
I tak skłóciła się rodzina cała."


Dymitr zszokowany tym, co usłyszał, stał wpatrując się w matkę. Ta legenda brzmiała, jak tekst dobranocki. Chłopak miał mętlik w głowie. Wasylisa opowiadała, że tej historii nikt nigdy nie potwierdził. Podobno wspomniany klejnot został skradziony przez Matkę Naturę, która była zła, że rodzina nie dotrzymała słowa, nie oddając jej syna. Działanie klejnotu jest również nieznane. Dawniej, klany wampirów i wilkołaków nie były tak liczne, jak dzisiaj. Nikt nie wie, czy ów skarb, miał zapewnić spokój całemu gatunkowi, czy tylko dwóm klanom. To wszystko była jednak tylko bajka opowiadana przez pokolenia. Ale czyż nie w każdej bajce jest ukryte ziarno prawdy?


***

Zostawiona przez Dymitra, poszłam do sypialni dla dziewcząt. Nie przejęłam się tą bajką. Cały dzień czekałam na wspólny wieczór z moimi współlokatorkami.


Z masy pomysłów, zdecydowałyśmy się na pidżama- party i opowieści o duchach. Żeby było zabawniej, historie opowiadała nam Rose.


Jedna z historyjek, była na temat egipskiej księżniczki. Wtedy wpadł mi do głowy jeszcze jeden pomysł. Zapytałam Caroline, czy nie chciałaby pozbyć się tych swoich bandaży. Przecież sztuka mumifikacji od wieków była uważana za najlepszy sposób konserwacji zwłok. Byłam pewna, że pod tym kilometrem tkaniny, skrywa się piękna dziewczyna.


Dziewczyna podchwyciła temat. Kiedy ona brała prysznic, razem z Rose, dyskutowałyśmy na temat tego, jak może wyglądać nasza koleżanka.



To co zobaczyłyśmy, przekroczyło nasze najśmielsze oczekiwania. Dziewczyna była młoda, a jej uroda nie została nadszarpnięta zębem czasu.


Chóralnie doszłyśmy do wniosku, że jej look jest jakby sprzed epoki i należy coś z tym zrobić.


Wynik naszych prac był rewelacyjny! Nowa fryzura i ciuchy podkreślające fantastyczną fryzurę Caroline. To było to!


Widać było, że dziewczyna się cieszy. Od dawna nikt się nią tak nie zajmował. A teraz? Zrzuciła bandaże, które nie dodawały jej uroku, ktoś wypielęgnował jej włosy i zadbał o paznokcie. W końcu była w centrum uwagi.


To była emocjonujący dzień dla nas wszystkich. Położyłyśmy się spać. Caroline szybko zaczęła mruczeć coś przez sen, ja zasnęłam myśląc o rozejmie między wilkołakami i wampirami, a Rose? Rose, jak to duch, usiadła na łóżku, delektując się minionym dniem.



Czy legenda okaże się tylko bajką?
A może kamień istnieje naprawdę?
Co Samuel myśli o Marcusie?
I czy Dymitr całkiem podda się magii legendy?
Hmmmm... niespodzianka.