Wielki powrót po długiej i wyczerpującej podróży.
Miło znowu gościć w murach tej szkoły. Tylko, że ona już nie jest taka sama jak przed naszym wyjazdem.
Już w progu powitała nas Pani Wasylisa. Dymitr zdążył ją powiadomić o naszym powrocie. Z uśmiechem na twarzy i łzami w oczach, przybiegła nas uściskać.
Przeszliśmy prosto do jej gabinetu. Wilczek aż się palił, by pokazać jej naszą zdobycz. Dyrektorka nie mogła uwierzyć własnym oczom, kiedy na blacie jej biurka pojawił się kamień w kształcie serca. Jego wnętrze było wzburzone, zupełnie tak, jakby tętniło w nim życie.
Wasylisa schowała kamień tak, by nikt go nie znalazł. Żadne z nas nie chciało podjąć się pilnowania go.
Postanowiłam przywitać się z jedyną uczennicą, jaka pozostała w szkole. Caroline, tęskniłam za nią. Pamiętałam o obietnicy i wiedziałam, że dziewczyna czeka na wiadomość, czy udało mi się znaleźć lek na jej przypadłość.
Musiałam jej wyjaśnić, że kremy które przywiozłam, są jedynie środkiem tymczasowym. Egipski pracownik domu pogrzebowego, użyczył mi próbki swojego wynalazku do mumifikowania zwłok. Nie pytał po co mi to, ja wspomniałam jedynie o zdechłym kocie. Powiedział, że jeśli zadziała, to mam wrócić do niego po więcej.
Do komnaty weszła Pani Dragomir, poprosiła bym poszła z nią na spacer.
Chciała się dowiedzieć, jak dokładnie przebiegał nasz wyjazd. Dymitr opowiadał jedynie o kamieniu i jego poszukiwaniach, a ona chciała znać więcej szczegółów.
Postanowiłam podzielić się z nią moimi spostrzeżeniami na temat kamienia i jego domniemanego działania. Zastanawiałam się, czy napięcie między mną i wilczkiem było wynikiem nerwów, czy naszego "pochodzenia". Nauczycielka nie znała jednak odpowiedzi na moje pytanie. Podejrzewała, że fakt, iż emocje opadły pozwolił kamieniowi mocniej złagodzić objawy naszego "instynktu".
Dotarłyśmy nad zbiornik wodny, którego, na marginesie, wcześniej tutaj nie było. To co w nim ujrzałam, mocno mnie zaskoczyło. Myślałam, że niewiele rzeczy może mnie jeszcze zdziwić, jednak widok zielonowłosej dziewczyny z ogonem zamiast nóg wmurował moje nogi w ziemię.
Kobieta przedstawiła mi syrenę imieniem Bree, po czym oddaliła się do zamku. Całe popołudnie spędziłam przy tej magicznej istocie poznając jej historię.
Dziewczyna wpadła w sieć, swoim magicznym śpiewem zwabiła marynarza, który ją uwolnił i zostawił na jednej z plaż. Miała pokaleczony ogon, co uniemożliwiło jej swobodne pływanie. Odnalazła ją wróżka i przyprowadziła do św. Vladimira zapewniając, że znajdzie tutaj pomoc.
Nim się spostrzegłam, słońce schowało się już za horyzontem, a pani Wasylisa wróciła, by zawołać mnie na kolację.
Ze zdumieniem obserwowałam, jak kolację podaje stary, pordzewiały robot.
Dymitr zaczął rozmowę na temat kolejnego wyjazdu, jednak matka uciszyła go jednym spojrzeniem. Dokończyliśmy posiłek w milczeniu.
Położyłam się na łóżku, zrzucając zapiaszczone spodnie i wymięty kapelusz. Czułam się dziwnie, nieswojo. Damskie dormitorium było zupełnie puste.
Wilczek też ułożył się na swoim łóżku. Jednak ostatnie tygodnie spędzone na podłodze namiotu odzwyczaiły go od spania na miękkim materacu. W głowie cały czas układał plan poszukiwań. Nie mógł zasnąć...
Zszedł do biblioteki, wyciągając kolejne tomy książek w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki na temat odnalezionego pergaminu i kolejnych kroków naszej podróży.
Pani Wasylisa spostrzegła światło w starej części biblioteki. Przeczuwała, kto może tam teraz być.
Nakrzyczała na syna, odsyłając go do łóżka. Pouczyła go, że jest czas na pracę i jest czas na odpoczynek. Zegarek właśnie wybił tą drugą godzinę.
Już o świcie wstałam z łóżka. Gorąca kąpiel. czyste ciuchy i pachnące włosy. Nic więcej nie potrzeba kobiecie. Uwierzcie mi, że po takiej "wycieczce", każdy doceni miękki ręcznik i czyste skarpetki.
Schodząc na dół zauważyłam jakąś postać medytującą na tarasie. Nie miałam pojęcia, kto to może być.
Kiedy młodzieniec wstał, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Miałam wrażenie, że minęło kilka długich miesięcy od naszego ostatniego spotkania.
To był Juno. Zagubiony wampir, który przybył do szkoły tuż przed naszym wyjazdem. Ale był jakby... większy? Myślałam, że wampiry nie rosną, on jednak nabrał masy. Wyglądem przypominał żołnierzy z piechoty morskiej po długim wyjeździe na obóz.
Uśmiechnął się lekko widząc moje zaskoczenie.
Zamieniliśmy ze sobą parę słów. Juno opowiadał, jak ciężko pracował fizycznie, by wyzbyć się chęci zabijania ludzi. W ten sposób wyładowywał agresję. Wspomniał mi też, że każdy wampir ma jakąś specjalną moc. Jego była nadludzka siła. Jaką moc mam ja? Czyżbym nie zauważyła jej pojawienia się? A może jestem jakaś wybrakowana?
Postanowiłam wyzwać go na pojedynek i sama ocenić postępy. On przyjął wyzwanie z uśmiechem na ustach.
Ukłon i start! Masa silnych i szybkich ciosów, kilka powaleń i niesamowicie skomplikowane taktyki. Juno nie był już zastraszonym krwiopijcą, był prawdziwym wojownikiem.
Po zakończonym sparingu, zanieśliśmy się oboje głośnym śmiechem. Cieszyłam się, że wampiry nie odczuwają bólu, bo byłam pewna, że takimi ciosami można było złamać nie jedną kość. Byłam z niego dumna. I pomyśleć, że to on był moim "stwórcą"...
Lekko zgłodniałam, więc postanowiłam skoczyć do kuchni po buteleczkę świeżej krwi. W lodówce, na dolnej półce, zawsze był mały zapas. Co prawda żywiłam się głównie owocami plazmowymi, jednak każdy wampir musi czasami wypić porcję krwi. Bez tego po prostu wyschniemy.
W kuchni zauważyłam tego starego robota, który obsługiwał nas w trakcie kolacji. Postanowiłam z nim chwilę porozmawiać. Nazywał się Jack i przysłał go Samuel z Marcusem, by pomagał w szkole. Podobno znaleźli go na jednym z wraków statku pod wodą, zamkniętego w starej lodówce. Jack nie chciał mieszkać w miejscu swojej zguby, pragnął być z dala od morza.
Wydawał się być bardzo sympatyczny, tylko od kiedy roboty mają zachcianki?
Szkoła była zupełnie inna niż ją pamiętałam. Wtedy przekonałam się, że nie mury, a ludzie tworzą miejsca jak te. Inni ludzie, inne problemy, każdy zupełnie inny. Chciałam zobaczyć co porabia Dymitr. Czy tak jak ja nie potrafił do końca odnaleźć się w miejscu, które teoretycznie tak dobrze oboje znamy?
Poszłam do jego sypialni, co uświadomiło mi kolejną rzecz... Ja tu jeszcze nigdy nie byłam.
Zobaczyłam go leżącego w łóżku. Ucieszył mnie jego spokój, a w sercu zrobiło się przyjemnie ciepło...
C. D. N.