Ktoś uniósł moje ciało, szeptając uspokajające słowa. Nie mogłam jednak wyczuć kto to. Jego głos dochodził jakby z oddali.
Tajemniczy bohater musiał położyć mnie na łóżku, bo poczułam jak zatapiam się w miękką powierzchnię pościeli.
Tymczasem rozwścieczony Juno pobiegł do Dymitra. Nie rudno było go znakeźć, gdyż nieprzerwanie ślęczał nad księgami w poszukiwaniu wsazówek na nasz kolejny wyjazd.
Wampir przyskoczył do wilkołaka, poszturchując go mocno i wykrzykując, że jego zachowanie doprowadziło mnie na skraj wyczerpania. W stronę wilka poleciało wiele niecenzuralnych epitetów.
Na polu bitwy, szybko pojawiła się Pani Wasylisa. Dymitr wyglądał na zmieszanego, jakby ktoś wylał mu kubeł zimnej wody na głowę.
Dyrektorka złapała syna za rękę i zaciągnęła do swojego gabinetu. Ciężko powiedzieć o czym "rozmawiali", ale biorąc pod uwagę, że było słychać jedynie jej podniesiony głos, to nie mogło to być nic miłego...
W pewnym momecie, poczułam coś, co umarłego postawiłoby na nogi... No może niezupełnie, ale zapach ciepłej, świeżej krwi nie pozostaje obojętny żadnemu wampirowi. Podziałało to na mnie niczym sole trzeźwiązce.
Jack przyniósł mi w kubku jeszcze ciepły napój. Nie chciał odpowiedzieć skąd go ma, ale zapewnił, że to postawi mnie na nogi.
"Kiedy ty w końcu zaczniesz myśleć o sobie?" - zapytał, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
Później przyszeł Dymitr z miną zbitego psa. Czyż to nie ironia? Cała złość, jaka siedziała we mnie przez ostatnie dni, jakoś wyparowała razem z otwarciem oczu. Przepraszał, mówił, że mu przykro, że się zagalopował. Ja słuchałam. Wtedy zapytał, czy jest coś, co może dla mnie zrobić. Była taka rzecz...
Z poważną miną oświadczyłam, że pragnę w tej chwili tylko jednej rzeczy... Gorącej kąpieli. Jego twarz pojaśniała, nie uśmiechnął się, ale widać było, że odczuł wielką ulgę. Pobiegł nalać mi wody do wanny. Przyniósł ciuchy i zaprowadził do łazienki.
Kąpiel dobrze mi zrobiła, chociaż nadal byłam słaba i bledsza niż zwykle. Stary dreś uświadomił mi, że już nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na jakiś zakupach...
Wilkołak czekał na mnie. Zeszliśmy razem do salonu, gdzie Pani Wasylisa grała na fortepianie. Uwielbiałam to. Jednak teram mieliśmy porozmawiać o kolejnej wyprawie.
Nim zaczęłam opowiadać o moim odkryciu, Pani Dragomir zabrała głos. Oświadczyła, że bez względu na to, gdzie się wybieramy, Juno jedzie z nami. Mnie ta wiadomość zaskoczyła, jednak Dymitr przyjął to z kamienną twarzą. Czyżby to miała być kara dla niego? Towarzystwo dwóch wampirów na poważnym wyjeździe? To nie miał być "odwyk" dla wilkołaka, tylko poszukiwania magicznego kamienia...
Kiedy czarownica usiadła, ja dostałam prawo głosu. A więc...
Kiedy ostatnio przeszukiwałam sieć, coś tknęło mnie, by porzucić dział legend i bajek, a przejść do kategorii "straszenia dzieci". Wiecie jaka jest najpopularniejsza historyjka, którą próbuje się dyscyplinować dzieci w Chinach? Jest to opowieść o smoku, który zjada małe serduszka i przez to odwracają się od ciebei przyjaciele. Nie brzmi to podobnie? Kształt serca i kłótnie między rasami? Mam nadzieję, że trafiłam dobrze. Ale póki co, to jedyny trop jaki mamy.
Dymitrowi aż zaszkliły się oczy, chociaż nie pokazał tego po sobie, to wiem, że wzrosło w nim podniecenie, przyspieszył puls i oddech. Uśmiechnęłam się do siebie. Już mieliśmy się rozejść, kiedy złapałam go za rękę i przytuliłam do siebie. I on mocno mnie objął, mówiąc krótkie - "Dziękuję."
Poszliśmy się przygotować. Przed samym wyjazdem, Pani Wasylisa zawołała nas jeszcze do jadalni. Na stole stały dwie butelki wina. Jak się okazało, była to krew dla Juno. Nauczycielka wiedziała, że ja dam sobie radę, jednak on miał jeszcze za mały "staż". Chciała żebyśmy wzięli ten zapas.
Dwie godziny w saochodzie, 11 godzin w samolocie, 1,5 godziny autokarem. Wykończeni, ale też zdenerwowani i podekscytowani zarazem dotarliśmy do kolejnego miejsca naszego przeznaczenia.
Witamy w Chinach, na ziemi, na której rozpoczęło się moje nowe życie.
C. D. N.