Kiedy weszłyśmy z Caroline na podwórko, wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę, a chłopaki w podskokach utworzyli wokół niej wianuszek.
To zamieszanie doprowadziło do małego wypadku... nasze śniadanie poszło z dymem...
Marcus skoczył po kolejną porcję łososia, a Caroline zapytała o legendę, o której wspominał Dymitr, kiedy wyszłyśmy na dwór. Rozmawiałam z Wasylisą, ale, mimo to, słyszałam każde słowo z ich dialogu.
Nasza dama zaskoczyła wilka, wspominając, jak jej dziadek opowiadał jej do snu pewną podobną historię...
To była jej ulubiona bajka i chociaż znała ją na pamięć, dziadek czytał jej te same słowa każdego wieczoru... opowieść o kamieniu jedności.
Zła wiedźma, zdradzona przez przyjaciół, zakradła się niepostrzeżenie do ich domu.
Wspaniała rodzina, w której niedawno narodził się syn, nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Gdy Ci cieszyli się własnym szczęściem, za ich plecami rozgrywał się dramat, który już niebawem miał zmienić losy całego świata.
Nim baron zdążył zareagować, wiedźma zniknęła razem z kamieniem.
Rozgniewana tym, że przyjaciele nie dotrzymali obietnicy, postanowiła zniszczyć ich szczęście.
Złamała kamień, tak, jak oni złamali jej serce. Dzieląc go na 4 mniejsze elementy.
Podobno, jedna z części kamienia spoczywa od milionów lat gdzieś w ziemi egipskiej, dokończyła Caroline. Dymitr próbował poskładać wszystko do kupy. Nie pasowały mu te dwie historie do siebie, z drugiej jednak strony, legendy są jak plotki. Każdy kto je wypowiada, zmienia odrobinę ich formę. Możliwe, że w czasach dzieciństwa Caroline, brzmiała ona zupełnie inaczej. Biorąc pod uwagę egipskie bóstwa, Matka Natura mogła być postrzegana, jako zła wiedźma. Ale co mają znaczyć miliony lat...
Nie zastanawiając się dłużej, Dymitr wypalił, że wybiera się w podróż. Pytał, czy i ja z nim pojadę. Wiedziałam, że to ma pomóc obu naszym gatunkom, ale nie byłam gotowa na to, żeby już, tak nagle, wyjeżdżać.
Na szczęście, z pomocą przyszła mi Caroline, która wspomniała o nadchodzącym balu. Teoretycznie nikt nie powinien opuszczać szkoły na dłużej przed jej zakończeniem.
Zgodziłam się pojechać z Dymitrem, ale dopiero po balu na koniec roku. Nie chciałam go przegapić, a dzięki niemu, zyskiwałam kilka dodatkowych dni na przygotowania do wyjazdu.
Z tą "rewelacyjną" wiadomością, poszliśmy od razu do Pani Dragomir. Uznałam, że powinna wiedzieć o naszych planach. Zastaliśmy ją w pracowni, jak zwykle warzącą kolejne magiczne eliksiry.
Myślałam, że Pani Wasylisa będzie się bronić rękami i nogami przed naszym wyjazdem. Ona jednak od razu zgodziła się na wyprawę.
Oświadczyła, że musi nas przygotować do wyjazdu, obróciła się na pięcie i wyszła...
Zaskoczeni jej reakcją i, bądź co bądź, krótką wymianą zdań, staliśmy chwilę w bezruchu, patrząc w zamykające się za nią drzwi.
Poszliśmy do salonu, z którego dobiegały dźwięki muzyki. Zebrali się tam wszyscy uczniowie, relaksując się w niedzielne popołudnie.
Po chwili, wszyscy zostawili swoje zajęcia. Podeszli do nas i zaczęła się gorąca dyskusja na temat zbliżającego się balu. Zgiełk i wrzawa towarzysząca tym rozmowom, wprowadziła bardzo pozytywny nastój. Każdy entuzjastycznie podejmował się wszelkich działań.
Koniec końców, każdy dostał swój przydział. Marcus miał zadbać o jedzenie. Od razu pobiegł do kuchni sprawdzić zapasy i przygotować listę zakupów.
Ja dostałam za zadanie przygotowanie zaproszeń dla wszystkich gości. Nie spodziewałam się, że ma przyjechać aż tyle osób!
Dymitr miał załatwić jakieś atrakcje, więc z szybkością huraganu przeglądał kolejne ogłoszenia w internecie, wyszukując coraz to nowszych idei.
Rose została naszym szkolnym bodyguard'em. Dzięki magicznej kuli skontaktowała się z zaprzyjaźnionymi duchami, które w trakcie przyjęcia, miały w ukryciu pilnować porządku.
Samuel przygotowywał listę utworów. Mam nadzieję, że nie poleci tylko jego ulubiona muzyka, bo jego pląsy do rytmów hawajskich troszkę mnie przeraziły.
No i Caroline. Miała zadbać o ciuchy dla nas wszystkich. Kiedy jednak wpadła do pokoju, z piskiem i łzami w oczach zatrzasnęła szufladę swojej komody. Foch z przytupem miał pokazać światu, że dama nie ma się w co ubrać. Na szczęście wyglądało to bardziej komicznie niż tragicznie, bo zaczęłam się bać, że brak bandaży poprzestawiał jej wszystko w głowie. Ona jednak zaczęła się śmiać sama z siebie i pobiegła na strych.
Jaki będzie bal?
Czy wszystko się uda?
Kto na niego przybędzie?
Co szykuje dla nas Wasylisa?
I czemu tak łatwo przyjęła wiadomość o wyjeździe?
C. D. N.