W mieście Luxor, niegdyś, drogi do świątyni strzegły te legendarne stworzenia. Teraz była to jedna wielka ruina...
Sama zaczęłam przekopywać piach. Szukałam czegokolwiek, co może dać mi jakąś informację. Piasek na pustyni... Zupełnie jak igła w stogu siana...
Dymitr studiował hieroglify, którymi były ozdobione ogromne kolumny starej świątyni. Nie miały one jednak wielkiego znaczenia.
W samym środku tego wielkiego labiryntu ruin, Dymitr dopatrzył się schodów...
Nie spodziewaliśmy się znaleźć niczego szczególnego. Tak znane miejsce musiało zostać już dawno splądrowane.
Schodząc na dół usłyszeliśmy piękny śpiew ptaka. Maleńki, niebieski ptaszek utknął się w plątaninie starych sieci. Wilczek szybko go uwolnił z tej pułapki.
Pomieszczenie było niewielkie. Znalazłam kilka monet, które jakiemuś arabowi musiały wypaść z kieszeni.
Dymitr przeszukał dziurę w podłodze i starą skrzynię. Niestety nic w nich nie było.
Podłamaliśmy się trochę, ale czego można było oczekiwać po zaniedbanej i zdewastowanej świątyni? Już mieliśmy wychodzić, kiedy Dymitr odwrócił się na pięcie i przyjrzał jednej ze ścian. Hieroglify, jakimi była ozdobiona różniły się znacznie od tych na zewnątrz budowli.
Nie znaliśmy ich znaczenia. Próbując zapamiętać, jak najwięcej szczegółów, udaliśmy się do biblioteki.
Przeszukując kolejne słowniki, w końcu natknęłam się na znaki, które zapamiętałam z Luxoru. Razem odczytaliśmy przesłanie, które w sobie zawierały: "Ta która obejmuje Amona, ma u stóp cały świat."
Nie mając pojęcia, kim jest "Ta" wspomniana na obrazkach, postanowiłam zapytać bibliotekarkę. Miałam nadzieję, że zna tutejszą historię równie dobrze, jak zbiór ksiąg, jakimi dysponuje.
Kobieta wyjaśniła nam o kim mówiły znaki. Wspomnianą osobą w tekście była Hatszepsut, królowa z XVIII dynastii panowania Nowego Państwa. Jako ciotka, macocha i teściowa prawowitego władcy, objęła za niego tron nadając sobie tytuł Faraona. Tytuł, który przynależał jedynie mężczyznom. W Al Simharze znajdowała się jej świątynia. Piękna, okazała i dobrze zachowana budowla zwana również "Świątynią Milionów Lat". Kiedy te słowa padły z ust bibliotekarki, oboje wstrzymaliśmy oddech...
Czyżbyśmy dotarli do celu naszej podróży? Czy to właśnie tam mieliśmy znaleźć kamień? Jedno było pewne, nadzieja na nowo odżyła w naszych sercach. Podziękowaliśmy kobiecie i opuściliśmy bibliotekę. W dobrych nastrojach i pełni zapału do kolejnej wyprawy, postanowiliśmy zawitać do miejscowej restauracji i uczcić nasz mały sukces.
Wracając do domu, zatrzymaliśmy się na chwilę, by podziwiać piękno majestatycznych piramid. Oświetlone nocą sprawiały wrażenie jeszcze większych i dumnych. Tego wieczoru obiecałam sobie, że jeśli uda nam się odnaleźć wszystkie elementy i połączymy kamień, a tym samym zażegnamy sporom międzygatunkowym, wrócę do Al Simhary, by zwiedzić te wszystkie magiczne miejsca.
O poranku wzięliśmy tylko szybki prysznic. Nerwy i adrenalina nie pozwoliły nam zjeść nic konkretnego.
Wsiedliśmy na wypożyczone skutery i ruszyliśmy w drogę.
Po półtorej godziny, naszym oczom ukazało się cudo architektoniczne. Olbrzymia, zupełnie nienaruszona zębem czasu świątynia miała być odpowiedzią na dręczące nas pytania. Czy to właśnie tutaj nastąpi koniec naszych poszukiwań? A może znowu wyjdziemy z niczym?
C. D. N.