niedziela, 22 grudnia 2013

Odcinek 27

Jak się okazało, cała skóra Caroline przybrała zielonkawy odcień. Co się tak właściwie stało?
Jej skóra pod wpływem tlenu zaczęła zmieniać barwę, a co gorsze, zaczęła się również rozpadać. Nikt z nas nie pomyślał, że ściągnięcie bandaży ze zmumifikowanego ciała będzie miało takie tragiczne skutki.
Uścisnęłam Caroline, próbując dodać jej otuchy. Nie miałam pojęcia, co teraz przechodzi. Bardzo cieszyła się mogąc pokazać światu swoją urodę. A co stanie się teraz?


Jedynym sposobem, żeby zatrzymać ten gnilny proces, było ponowne założenie bandaży. Pomogłam jej się uporać z tym zadaniem. Rozpacz jaka malowała się na jej twarzy, łamała mi serce.


Rose wróciła do salonu, tłumacząc innym co tak naprawdę się stało. Ja zostałam z Caroline. Wszystkie jej plany runęły w gruzach. W tym stanie nie mogła opuścić akademii razem z nami. To było przykre, gdyż cała nasza ekipa już o poranku miała się rozstać. Ona jedna, z Panią Wasylisą, miała zostać w zamku. Był jeszcze Juno, ale on nie mógł opuszczać swojej celi. Nie wiem nawet, czy Caroline, w tej sytuacji, miała ochotę na jakiekolwiek nowe znajomości.


Do pomieszczenia wszedł Dymitr. Okazało się, że przesiedziałyśmy razem z mumią całą noc razem. Teraz nadeszła pora rozstania. Nie chciałam jej tak zostawiać, ale nie mogłam zostać razem z nią. Obiecałam, że znajdę sposób, by jej pomóc, stawiając przed sobą trudne, o ile nie nierealne, zadanie do wykonania.


Kiedy tylko opuściliśmy piwniczkę, Caroline zaszyła się w swoim sarkofagu, planując przespanie kolejnych wieków w samotności, z dala od całego świata.


Wilczek zaprowadził mnie do swojej matki. Chciała nas widzieć przed wyjazdem. Udzielając kilku matczynych rad, wręczyła nam kilka woreczków z przeróżnymi proszkami, które mogły nam pomóc w wyjść z ewentualnych tarapatów. Na stole leżało jeszcze wielkie, opasłe tomisko. Księga, która zawierała odpowiedzi na wiele trudnych pytań. Nie wiedziałam, jak książka może być aż tak pomocna w wielu dziedzinach, ale po roku w tej szkole, nic nie mogło mnie już chyba zaskoczyć.


Byłam padnięta, jednak emocje związane z podróżą i pożegnaniami nie dały by mi teraz zasnąć. Wskoczyłam pod prysznic, rozczesywałam włosy przez prawie pół godziny i drugie tyle szczotkowałam zęby. Próbowałam odwlec godzinę naszego wyjazdu. Ale czy da się w nieskończoność odwlekać nieuniknione?


Kiedy tylko zeszłam na dół, Marcus rzucił mi się na szyję. Razem z Samuelem planowali wyjazd w cieplejsze rejony. Mieli zamiar zamieszkać razem na jednej z wysepek Isla Paradiso. Ciepły klimat, z dala od zgiełku tłumów. Oni i ich płomienny romans. Kto by się spodziewał, że Marcus właśnie tutaj spotka swoją bratnią duszę? Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że i Samuel będzie zainteresowany. Podobno już od długiego czasu miał naszą roślinkę na oku. Tylko nie wiedział czy... A ja myślałam, że dżin wie wszystko.


Ciężko było patrzeć, jak opuszczają teren szkoły. Wiedziałam, że są szczęśliwi. To było teraz najważniejsze.


Chwilę później zjawiła się Rose. Miała na sobie piękną, staromodną suknię. Nasz dobry duszek miał prowadzić wieczne życie na tej planecie. Postanowiła udać się do miejsca, w którym będzie mogła pokazać się ludziom. Podobno w Smoczej Dolinie jest zamek zamieszkały przez kilkadziesiąt duchów. W ciągu dnia straszą turystów, a nocą stoją na straży pomiędzy życiem, a drugą stroną. Duchów uwięzionych na ziemi były tysiące. Były łącznikami pomiędzy światami. Rose była jednym z nich.


Widząc jej znikającą poświatę za murami zamku, miałam wrażenie, że czas ucieka mi między palcami. Już za chwilę, za moment miałam opuścić to miejsce, udając się w pogoń za jakimś legendarnym kamieniem. Czy on w ogóle istnieje? Zaledwie dwa lata temu byłam szczęśliwą dziewczyną, wiodącą spokojne życie u boku mężczyzny, skądinąd drania, realizującą swoje marzenia o akrobatyce. A teraz? Jestem wampirem. Moimi przyjaciółmi są mistyczne stworzenia. Moim największym celem życiowym jest zaprowadzenie pokoju na świecie, w celu którego muszę znaleźć coś, co może jest tylko bajką dla dzieci. Boję się, że moje życie już nigdy nie będzie normalne.


Dymitra jeszcze nie było. Postanowiłam zajrzeć do Juno. Zastanawiałam się, jak przeżył pierwszą noc w szkole. Nie było tak źle. Pokora jaką nosił w sobie dawała dużą nadzieję na jego "resocjalizację". Podarowałam mu jeden z owoców plazmowych. Zaskoczony pozytywnie jego smakiem, stwierdził, że może nie będzie tak źle, jak się spodziewał. Pożegnał mnie serdecznym uśmiechem.


Kiedy wróciłam na górę, Pani Dragomir czule zaczesywała niesforny kosmyk włosów za ucho swojego syna, udzielając mu ostatnich wskazówek.


Dyrektorka rzuciła na nas jedno z zaklęć ochronnych, byśmy przez jakiś czas po opuszczeniu szkoły nie chcieli sobie skoczyć do gardeł. To był kolejny aspekt naszej podróży. Poza murami szkoły, żaden gatunek nie był bezpieczny. Na zewnątrz rządziły prawa natury. Mogliśmy mieć tylko nadzieję, na to, że za kilka dni się nie pozabijamy. Optymizm ponad wszystko!



Uściski, buziaki i jeszcze więcej ciepła. Nie lubiłam pożegnań. Z każdą kolejną sekundą coraz trudniej było się rozstać.


W końcu wsiedliśmy do taksówki, która zabrała nas na lotnisko. Po wydarzeniach ubiegłej nocy, zasnęłam z wyczerpania, jak tylko oderwaliśmy się od ziemi. Podróż trwała niemal 20 godzin. Dotarliśmy na miejsce koło południa. 
My, Egipt, piramidy i legenda. Czy odnajdziemy to, co ktoś wieki temu tak dobrze ukrył?


C. D. N.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Odcinek 26

W tym samym momencie również instynkt Dymitra wziął górę nad jego manierami. Mimowolnie przeistoczył się w wilkołaka.


Nim zdążyłam zareagować, on był już między naszymi gośćmi, szczerząc do nich swoje kły.


Wasylisa szybko przywołała syna do porządku, karcąc go niczym niegrzecznego kundla.


Głos zabrał starszy mężczyzna. Był nim Mistrz Xian, ten sam, który uczył mnie sztuk walki w Chinach. Razem z nim przybył jego syn - wampir, który zatopił kły w moim ciele i tym samym skazał mnie na wieczne życie drapieżcy.
Starzec wspomniał, iż Juno przybył tu, by ze mną porozmawiać.


Przerażony Marcus, w odruchu bezwarunkowym, ścisnął dłonie Samuela. Ten lekko się uśmiechnął i zasłonił mężczyznę swoim ciałem, odgradzając go od naszej konfrontacji.


Wszyscy stali spięci, słuchając słów starca. Zgodziłam się porozmawiać z moim oprawcą.


Wyszliśmy w piątkę z sali, nie chcąc zakłócać ostatnich minut balu. Dymitr był przeciwny naszej rozmowie. Pani Dragomir uspokoiła go jednak, że teraz wampir nie wyrządzi mi już żadnej krzywdy.


Dymitr niechętnie udał się za swoją matką i chińskim mistrzem do salonu. Wiedziałam, że pilnie nadzoruje całą sytuację.


Razem z Juno poszłam do sali z fortepianem. Ten opuścił wzrok i zaczął swoją przemowę. W jego głosie można było wyczuć prawdziwy żal i pokorę.
Przepraszał mnie za to, co mi zrobił. Na wiele miesięcy zniknął z domu, gdyż czuł się winny całego zajścia, a ja byłam jego pierwszą przemienioną istotą. Przyznał, że nie potrafi nad sobą panować. Ojciec zaciągnął go tutaj w nadziei, że ktoś mu pomoże. Jak się okazało, byli w mieście od sześciu tygodni. Nie przyszedł wcześniej, ponieważ na festiwalu jesieni pogryzł kilka osób. Nie był w stanie się pohamować.


Wysłuchałam go w spokoju, a każde jego słowo wywierało na mnie coraz większe współczucie. Powiedziała, że wybaczam mu to co zrobił, chociaż na początku nie miałam takiego zamiaru. Wiedziałam, jak się czuł, sama przechodziłam to samo piekło. Zaoferowałam pomoc, a dokładniej możliwość rozmowy z panią dyrektor. Chciałam zapytać ją, czy znajdzie miejsce w swojej szkole dla tego nieszczęśnika.


Poszliśmy do salonu. Dymitr drgnął, kiedy tylko zjawiliśmy się w drzwiach. Z troską przyjrzał się mojej osobie, upewniając się, że jestem cała i zdrowa.


Podeszłam najpierw do niego, dając do zrozumienia, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Powiedziałam, że muszę porozmawiać z jego matką.


Zaprosiła mnie do swojego gabinetu. Przedstawiłam całą sytuację i powtórzyłam słowa Juno. Teraz wyjaśniła się przynajmniej sprawa napadu na Festiwalu Grozy. Wasylisa bez zastanowienia zgodziła się przyjąć chłopaka pod swoje skrzydła. Czasami zastanawiałam się, jak wielkie serce kryje ta filigranowa kobieta.


Kiedy my dyskutowałyśmy w gabinecie nauczycielki, w salonie panowała niezręczna, wręcz drętwa cisza. Pamiętam, jak Dymitr reagował na moją osobę. Jakie katusze musiał przechodzić tym razem?


Pod bacznym okiem wilkołaka, odprowadziłam "nowego" do jego "pokoju" - celi, którą sama zajmowałam na początku. Po drodze troszkę rozmawialiśmy. Juno nie mógł się nadziwić, jakim cudem tyle różnych stworzeń żyje w zgodzie na tak małej powierzchni.


Zamykając chłopaka w piwnicy, przed oczami przeleciało mi wiele wspomnień. Pierwszy głód, smak krwi, godziny ćwiczeń i medytacji, jakie spędzałam na katowaniu swojego ciała tylko po to, by zwalczyć w sobie chęć zabicia wszystkich żywych istot wokół mnie. Życzyłam mu wytrwałości...


Wracając na górę, zauważyłam, jak Dymitr rozluźnił swoje spięte mięśnie. Teraz zapanował spokój.


Pani Wasylisa pożegnała Mistrza Xian, obiecując mu cotygodniowe relacje z postępów syna.


Goście opuścili już zamek. Ta cała sytuacja trwała znacznie dłużej, niż mi się wydawało. Po wspaniałym balu i nieco stresującym spotkaniu, przyszedł czas na relaksującą kąpiel. Nazajutrz wszyscy mieli opuścić mury tej szkoły.


Ponieważ to był nasz ostatni wspólny wieczór, wszyscy spotkaliśmy się przy kominku, wspominając różne sytuacje mające miejsce w minionym roku. Marcus wtulony w Samuela wyglądał na reszcie na szczęśliwego. Na niebie królował pełny księżyc, to odbiło się wymuszoną przemianą Dymitra w niesfornego wilczka. Również Rose wyglądała na zadowoloną z "życia"?


I wtedy coś nie dało mi spokoju. Gdzie podziewała się Caroline? Rose w mgnieniu oka zaczęła przeszukiwać zamek.


Nie minęło dziesięć minut, jak duch wyłonił się z za jednej ze ścian, machając do mnie porozumiewawczo. Rose nie chciała niepokoić chłopaków, miałam podejść sama.


Caroline była w damskiej toalecie. Płakała, ukrywając twarz w dłoniach. Ale co tak właściwie się stało?


Zastanawiacie się, dlaczego Caroline płacze?
Czy to coś poważnego?
A może zwykła, kobieca fanaberia?

C. D. N.

niedziela, 10 listopada 2013

Odcinek 25

Przygotowania do balu ruszyły pełną parą. Wydaje mi się, że większość z nas, poza fascynacją nadchodzącym wydarzeniem, chciała odgonić myśli o niechybnej rozłące.
Rose od razu spotkała się z duchami, które miały stanąć na straży zamku. Zdziwił mnie ich różnoraki kolor. Dowiedziałam się później, że barwa jaką przybiera duch, zależy od sposobu w jaki odszedł z tego świata.


Jednak nie tylko duchy miały nad nami czuwać. Rose poprosiła o pomoc również inne stworzenia. Smoki... Niepozorne, małe jaszczurki, które jednym ziewnięciem mogły zmieść cały zamek z powierzchni ziemi.


Samuel przygotował bazę muzyczną. Zdradził mi w tajemnicy, że planują mały koncert dla gości. 


Jednak nie tylko to było dla mnie zaskoczeniem. Dżin miał świetny gust muzyczny i postanowił poprowadzić przyjęcie w roli DJ. Pokazał mi próbkę swoich możliwości i uwierzcie, że biodra same zaczęły pląsać w rytm muzyki...


Caroline również bardzo przejęła się zleconym jej zadaniem. Z naszej sypialni zrobiła istną garderobę! Żeby dojść do łóżka musiałyśmy pokonywać niezły slalom, a nasza kochana "mumia" ciągle krzyczała, żebyśmy tylko niczego nie ubrudziły.


Jakby tego było mało, w salonie zrobiła mały wybieg dla modeli. Oczywiście to my byliśmy jej "manekinami". Ciągłe przymiarki i poprawki nie przypadły do gustu chłopakom, jednak dla nas były jak przedświąteczny szał zakupowy. No powiedzcie sami, która kobieta nie lubi się przebierać?


Dymitr całe dnie spędzał przed internetem, wyszukując najróżniejszych atrakcji na ten niesamowity wieczór. Nie było szans się do niego zbliżyć. Albo zaaferowany czegoś szukał, albo negocjował warunki przez telefon. Ciekawe co udało mu się załatwić.



Również Marcus wpadł w wir przygotowań. Dziennie pielęgnował swoje zioła i tajemnicze składniki do przygotowywanych potraw. Ponieważ była już późna jesień, z jednej z piwnic zrobił sobie istną szklarnię.


Godzinami przesiadywał w kuchni, wyganiając każdego, kto chciał chociażby zrobić sobie kanapkę. Co szykował, mogliśmy jedynie zgadywać po zapachach unoszących się z tego pomieszczenia.


Doszłam do wniosku, że każdy robi wielką tajemnicę ze swojego zadania. Nie wiem, czy była to swego rodzaju konkurencja? Wyglądało to na wielką rywalizację, jakby każdy chciał w dzień uroczystości dostać jak najwięcej pochwał. Zrobiło mi się trochę przykro, że mnie w udziale przypadły tylko zaproszenia. Nie chciałam z nikim konkurować, ale też nie miałam się czym wykazać. Dostałam listę zaproszonych osób, ręcznie wypisałam zawiadomienia i zapieczętowałam je szkolnych herbem. Nie pozostało mi nic innego, jak wrzucić je do skrzynki...


Pani Dragomir zamknęła się w swojej pracowni. Wiem, że przygotowywała coś na nasz wyjazd. Nie wiem, co to było, ale dźwięk tłuczonych butelek i masa niecenzuralnych słów dochodzących zza drzwi pomieszczenia, trzymała nas od niej na dystans. Nikt z nas nie miał odwagi jej przeszkadzać.



I wtedy nastał dzień balu. W powietrzy dało się wyczuć nerwową atmosferę. Kolejno siadaliśmy na fotelu u Marcusa, który zadbał o nasze fryzury.


Caroline bezwarunkowo chciała dopilnować każdego stroju. Jeszcze przed jego założeniem oglądała każdego z nas bardzo dokładnie, czy aby nie zmieniła nam się figura. To mogło zniweczyć jej plan o "idealnych kreacjach".


Parę minut przed przybyciem gości, Dymitr przygotował jeszcze wszystkie bagaże do wyjazdu. Wiedziałam, że chce wyruszyć jak najszybciej po zakończeniu balu. Przed zabawą chciał dopiąć wszystko na ostatni guzik.


Kiedy ziemię zaścielił biały puch, do zamku zaczęli zjeżdżać pierwsi goście. 



Już w progu witała ich Pani Wasylisa, bacznie przyglądając się każdej przybyłej osobie.


Bal otworzył koncert Rose, Marcusa i Samuela. Nie spodziewałam się, że mam tak utalentowanych przyjaciół. Reszta gości była równie zaskoczona, jak ja.


Potem pałeczkę przejął już sam Samuel. Stanął za konsolą DJ i w mgnieniu oka rozbujał całe towarzystwo.


Od czasu do czasu, na sali pojawiał się jeden z duchów. Niby od niechcenia, ale wszyscy wiedzieli, że strażnicy mają nas na oku.


Atrakcją zamówioną przez Dymitra była wspaniały akrobata, który zabawiał nas swoimi sztuczkami. Przyjechał również magik, ale ten czul się ewidentnie nieswojo w towarzystwie osób nadnaturalnych.


W krótkiej przerwie, zagrała dla nas Pani dyrektor. Przepiękna muzyka płynąca z jej starych skrzypiec, przyciągnęła uwagę wszystkich gości.


Później Samuel zagrał jeszcze kilka spokojniejszych utworów, by trochę nas wyciszyć przed zbliżającą się kolacją. Dymitr zaprosił mnie do tańca. Uśmiechnął się delikatnie i zapytany o to, co mu przyszło do głowy, odpowiedział, że nie może się doczekać chwili, w której nie będzie chciał mnie już nigdy zabić. Dosyć drastyczna odpowiedź, ale mimo to wywołała uśmiech również na mojej twarzy.


Zasiedliśmy do kolacji. Suto zastawione stoły oferowały najznakomitsze potrawy. Homar, łosoś, sushi czy nieziemski tort anielski. W życiu nie jadłam takich dobroci. Nawet Rose skusiła się na kawałek krewetki, wiedząc, że ta zaraz przez nią przeleci i wyląduje na krześle.



Kiedy wszyscy wstali od stołów, przyszedł czas na spokojną rozmowę. Podeszłam do Sary, z którą nie miała okazji jeszcze zamienić ani słowa.


Opowiedziała mi o tym co u nich słychać, o tym, że Dorotha jest bardzo słaba i nie była w stanie przyjechać, oraz o tym, że Zorza doczekała się z Zahirem trzech źrebiąt. Wyjaśniła, że nie może długo zostać w zamku, bo nie może zostawić swojej siostry długo samej. Uściskałam ją z całych sił i podziękowałam za to, że mogła i chciała spędzić ze mną chociaż kilka chwil. Wiedziałam, że miała za sobą i przed sobą długą drogę, gdyż podróż do szkoły trwała prawie całą dobę. Tym bardziej byłam wdzięczna za przybycie.


Wtedy obudziło się we mnie dziwne uczucie. Wytężony zmysł słuchu pozwolił mi migiem wychwycić w morzu różnorakich dźwięków, kroki dwóch osób i zamykanie się drzwi wejściowych do sali balowej. Na plecach poczułam czyjeś spojrzenie...


Kto przyjechał na bal?
I czego tutaj szukają?
Czy Lana będzie zadowolona z tej wizyty?
Oglądajcie :)

C. D. N.