He hej hej!!
Tak, właśnie tak! Dzisiaj, nietypowo, odcinek na YT.
Dlaczego w środę, a nie w piątek?
Odpowiedź znajdziecie tutaj.
http://www.youtube.com/watch?v=rStBN0baGWI&feature=youtu.be
Miłego oglądania :)
See yaa!!
Jedna z moich Simek postanowiła opowiedzieć trochę o sobie. Jej historia zamieszczona jest także na jednym forum.
środa, 29 maja 2013
poniedziałek, 27 maja 2013
Obiecany bonus!
Hej hej hej!!
Specjalnie dla Was, bonus obiecany w ostatnim odcinki "Historii o Esmee".
Na Giełdzie Wymiany pojawiła się Lana Winter oraz Esmee Colins do pobrania.
Lana w wersji ludzkiej oraz wampirycznej.
Esmee z całą aktualną rodzinką.
Mam nadzieję, że będą Wam działać poprawnie.
Nie ma w nich żadnych dodatków z internetu. Są tylko oficjalne dodatki oraz akcesoria Sims 3 i dodatki ze Store.
Oto moje dziewczynki:
Lana - czlowiek
Lana - wampir
Esmee
Bawcie się dobrze!
See yaa :)
Specjalnie dla Was, bonus obiecany w ostatnim odcinki "Historii o Esmee".
Na Giełdzie Wymiany pojawiła się Lana Winter oraz Esmee Colins do pobrania.
Lana w wersji ludzkiej oraz wampirycznej.
Esmee z całą aktualną rodzinką.
Mam nadzieję, że będą Wam działać poprawnie.
Nie ma w nich żadnych dodatków z internetu. Są tylko oficjalne dodatki oraz akcesoria Sims 3 i dodatki ze Store.
Oto moje dziewczynki:
Lana - czlowiek
Lana - wampir
Esmee
Bawcie się dobrze!
See yaa :)
niedziela, 26 maja 2013
Odcinek 6 na YT!
Hej hej hej!!
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzieli, od piątku na YT można zobaczyć kolejny odcinek "Historii o Esmee".
http://www.youtube.com/watch?v=eyw6UsKcZo0
Zapraszam!!
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzieli, od piątku na YT można zobaczyć kolejny odcinek "Historii o Esmee".
http://www.youtube.com/watch?v=eyw6UsKcZo0
Zapraszam!!
Odcinek 15
Witajcie!!
Podróż w jaką zabrała mnie Sara, trwała cały dzień. Na szczęście, na miejsce, dotarłyśmy o zmierzchu. Eliksir, który miał mnie chronić stracił swoją moc z ostatnimi promieniami zachodzącego Słońca.
Znalazłyśmy się przy jakimś kamiennym kręgu, z dala od szumu miasta. Moja przewodniczka, wspominała, że to spotkanie będzie dosyć nietypowe. Pani Dragomir, w oczach Sary, była potężną, starą wiedźmą. Jedną z tych, które nie zrzekły się swojego daru.
Kiedy wspominała o tym, że Wasylisa może nie chcieć ze mną w ogóle rozmawiać, naszym oczom ukazały się jasne błyski.
Sara skłoniła się nisko, a młoda kobieta, która zjawiła się w środku kamiennego kręgu, uściskała ją przyjaźnie. Stałam z tyłu, nie mogąc usłyszeć ani jednego ich słowa.
Po krótkiej rozmowie, Sara skinęła na mnie głową. Podeszłam bliżej, grzecznie się przedstawiając. W ostatnich czasach, spotkało mnie wiele dziwnych i nietypowych rzeczy, ale kiedy owa młoda kobieta, przedstawiła się jako Wasylisa Dragomir, moja szczęka sięgnęła podłoża.
Młoda, ciepła i niesamowicie sympatyczna kobieta, w żadnym stopniu nie przypominała mi czarownicy, którą opisywała mi Sara. Fakt, nigdy nie wspomniała o jej wyglądzie. Zostałam poproszona o streszczenie ostatnich wydarzeń.
Kiedy skończyłam, Pani Dragomir milczała przez chwilę. Następnie uśmiechnęła się lekko i zapewniła, że mi pomoże. Obruszył ją fakt, że zostałam przemieniona wbrew mojej woli. Podobno było to zabronione.
Do rozmowy przyłączyła się Sara. Moja nowa nauczycielka, powiedziała, że zrobi co w jej mocy, bym mogła normalnie żyć. Jednak do tego czasu, nie mogłam opuszczać szkoły, do której mnie zabierała.
Czarownica zostawiła nas same. Wiedziałam, że Staruszka nadal czuła się winna całemu zajściu. Gdyby nie jej błąd, nie musiałabym wyjeżdżać do Chin i ta cała sytuacja nie miałaby miejsca.
Starałam się ją pocieszyć, chociaż nie bardzo mi to wychodziło. Rozkleiła się całkiem, wypowiadając słowa: "Pamiętaj, że mój dom jest teraz Twoim domem." Obiecałam, że wrócę, kiedy tylko będę mogła.
Pani Wasylisa zawołała mnie do siebie, posyłając Sarze ostatni uśmiech. Chwilę później czułam, jak moje ciało przeszywa miłe i jasne światło...
Spowita tymi promieniami, ocknęłam się w zupełnie innym miejscu.
Z pięknego ogrodu, udałyśmy się szybko do biura. Moja skóra cierpiała przy spotkaniu ze Słońcem. Biuro, a raczej gabinet, w którym się znalazłyśmy, okazał się gabinetem Wasylisy Dragomir - dyrektorki Szkoły Świętego Vladymira.
Twierdząc, że jestem dosyć wyczerpana, oszczędziła mi długich przemów. Powiedziała, że muszę odpocząć. Przyznałam jej rację, czując, jak bezsilnie zapadam się w fotel.
Zabrała mnie do piwnicy. Wizyta tam nie wydawała się najlepszym wyjściem na pierwsze spotkanie. Czarownica powiedziała, że to jedyne miejsce w pełni osłonięte od Słońca i jedyne, w którym spokojnie się zregeneruję.
W pewnym momencie, kobieta strasznie się zmieszała. Zapytałam co się stało, ona stwierdziła, że dla bezpieczeństwa całej szkoły, musi mnie tu zamknąć.
Nim wyszła z "celi", kilkukrotnie upewniała się, że niczego mi nie potrzeba. Zostałam sama, zamknięta w zupełnie obcym miejscu.
Położyłam się na kamiennym piedestale, który przyprawił mnie o kolejne dreszcze. Zasnęłam niespodziewanie szybko. Jednak tak, jak poprzedniego dnia, spałam bardzo czujnie...
Słyszałam głosy dochodzące z pierwszego piętra. Nie wiem ile ich było i o czym rozmawiali, bo docierały do mnie tylko słowa wyrwane z kontekstu zdania: "wampir", "absurd", "niebezpieczeństwo", "szansa", "próba".
Domyślałam się, że Wasylisa poinformowała wszystkich o mojej obecności. Nie byli zbyt zadowolenie z tej wiadomości.
Dyskusja przeniosła się do innego pomieszczenia. Zmieniła się akustyka, chociaż rozmowa wrzała, było ją słychać dużo słabiej.
Spośród całego gwaru, wybijał się jeden niski, męski głos. Był bardzo wzburzony. Nie chciał słuchać żadnych wyjaśnień. On najbardziej sprzeciwiał się zaistniałej sytuacji.
W pewnym momencie, odniosłam niemiłe wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Tylko jak, skoro zostałam zamknięta...
Zerwałam się na równe nogi i nie mogłam wierzyć własnym oczom...
Widziałam ducha!
Zjawa odskoczyła i w ułamku sekundy zniknęła. Byłam przerażona. Ale czy bardziej od niej?
Kilka minut później, w "celi", pojawiła się Wasylisa. Zabrała mnie na górę. Spodziewałam się poznać nowych ludzi, jak się jednak okazało, szkoła świeciła pustkami. Była noc. Wszyscy uczniowie spali. Pani Dragomir wytłumaczyła mi, że póki co, muszę przywyknąć do nocnego trybu życia. Opowiedziała mi o przebytej rozmowie, nie wspominając o protestach swoich podopiecznych.
Oprowadziła mnie po szkole. Pokazując najróżniejsze pracownie i masę niewielkich saloników. Powiedziała, że mogę robić na co tylko mam ochotę. Uczyć się, czy relaksować. Wiedziałam, że chce, bym się oswoiła z tym miejscem.
Czarownica przystanęła przed swoim gabinetem. Poprosiła mnie o dwie rzeczy. Bym nie wchodziła na piętro, gdzie znajdują się sypialnie uczniów oraz wróciła do "siebie" przed świtem. Uśmiechnęła się ciepło i uścisnęła mi dłoń, życząc spokojnej nocy.
Odprowadziłam ją wzrokiem i ruszyłam na dalsze zwiedzanie. W pewnym momencie, usłyszałam dźwięki melodii granej na fortepianie.
Podeszłam bliżej, delektując się piękną melodią. Przy instrumencie siedziała zjawa, która odwiedziła mnie w trakcie snu.
Kiedy skończyła grać, zwróciła się do mnie. Miała dziwny głos, jakby przemawiała z zaświatów. Po moich plecach przebiegł niemiły dreszcz. Ona jednak nie chciała mnie straszyć. Przeprosiła za poprzednią wizytę i opowiedziała o sobie. Miała na imię Rose.
Tak od słowa do słowa, dowiedziałam się, że jako duch nie sypia w nocy. No i jest jedyną istotą w szkole, której nie mogę zrobić krzywdy. Nie mogła drugi raz umrzeć. Te słowa wywołały u niej salwę śmiechu. Opowiedziała mi trochę o życiu tutaj, wspominając jedynie, że każdy uczeń jest inny. Wtedy nie wiedziałam, że jej słowa nie są żadną przenośnią.
Noc minęła mi bardzo szybko. Rose odprowadziła mnie do drzwi i obiecała, że kolejnego wieczora będzie na mnie czekać. Cieszyłam się, że nie będę zdana do końca na samą siebie. Chociaż towarzystwo ducha było dosyć upiornym i niekonwencjonalnym wyjściem.
Po całym dniu, a raczej nocy, zgłodniałam. Wciągnęłam ostatni owoc, jaki dała mi Dorotha.
Usiadłam na kamiennym łóżku. Nie było najwygodniejszym posłaniem, ale z każdą minutą wydawało się coraz bardziej komfortowe. Zapadłam w głęboki sen, nie słysząc ani jednego dźwięku. Czy można powiedzieć, że spałam, jak zabita?
Co przyniosą kolejne dni? I czy inni zaakceptują Lanę? Czy już na zawsze pozostanie stworzeniem nocy unikającym Słońca?
Nie wiem...
Może Wy wiecie, co się dalej stanie?
Domyślałam się, że Wasylisa poinformowała wszystkich o mojej obecności. Nie byli zbyt zadowolenie z tej wiadomości.
Dyskusja przeniosła się do innego pomieszczenia. Zmieniła się akustyka, chociaż rozmowa wrzała, było ją słychać dużo słabiej.
Spośród całego gwaru, wybijał się jeden niski, męski głos. Był bardzo wzburzony. Nie chciał słuchać żadnych wyjaśnień. On najbardziej sprzeciwiał się zaistniałej sytuacji.
W pewnym momencie, odniosłam niemiłe wrażenie, że ktoś na mnie patrzy. Tylko jak, skoro zostałam zamknięta...
Zerwałam się na równe nogi i nie mogłam wierzyć własnym oczom...
Widziałam ducha!
Zjawa odskoczyła i w ułamku sekundy zniknęła. Byłam przerażona. Ale czy bardziej od niej?
Kilka minut później, w "celi", pojawiła się Wasylisa. Zabrała mnie na górę. Spodziewałam się poznać nowych ludzi, jak się jednak okazało, szkoła świeciła pustkami. Była noc. Wszyscy uczniowie spali. Pani Dragomir wytłumaczyła mi, że póki co, muszę przywyknąć do nocnego trybu życia. Opowiedziała mi o przebytej rozmowie, nie wspominając o protestach swoich podopiecznych.
Oprowadziła mnie po szkole. Pokazując najróżniejsze pracownie i masę niewielkich saloników. Powiedziała, że mogę robić na co tylko mam ochotę. Uczyć się, czy relaksować. Wiedziałam, że chce, bym się oswoiła z tym miejscem.
Czarownica przystanęła przed swoim gabinetem. Poprosiła mnie o dwie rzeczy. Bym nie wchodziła na piętro, gdzie znajdują się sypialnie uczniów oraz wróciła do "siebie" przed świtem. Uśmiechnęła się ciepło i uścisnęła mi dłoń, życząc spokojnej nocy.
Odprowadziłam ją wzrokiem i ruszyłam na dalsze zwiedzanie. W pewnym momencie, usłyszałam dźwięki melodii granej na fortepianie.
Podeszłam bliżej, delektując się piękną melodią. Przy instrumencie siedziała zjawa, która odwiedziła mnie w trakcie snu.
Kiedy skończyła grać, zwróciła się do mnie. Miała dziwny głos, jakby przemawiała z zaświatów. Po moich plecach przebiegł niemiły dreszcz. Ona jednak nie chciała mnie straszyć. Przeprosiła za poprzednią wizytę i opowiedziała o sobie. Miała na imię Rose.
Tak od słowa do słowa, dowiedziałam się, że jako duch nie sypia w nocy. No i jest jedyną istotą w szkole, której nie mogę zrobić krzywdy. Nie mogła drugi raz umrzeć. Te słowa wywołały u niej salwę śmiechu. Opowiedziała mi trochę o życiu tutaj, wspominając jedynie, że każdy uczeń jest inny. Wtedy nie wiedziałam, że jej słowa nie są żadną przenośnią.
Noc minęła mi bardzo szybko. Rose odprowadziła mnie do drzwi i obiecała, że kolejnego wieczora będzie na mnie czekać. Cieszyłam się, że nie będę zdana do końca na samą siebie. Chociaż towarzystwo ducha było dosyć upiornym i niekonwencjonalnym wyjściem.
Po całym dniu, a raczej nocy, zgłodniałam. Wciągnęłam ostatni owoc, jaki dała mi Dorotha.
Usiadłam na kamiennym łóżku. Nie było najwygodniejszym posłaniem, ale z każdą minutą wydawało się coraz bardziej komfortowe. Zapadłam w głęboki sen, nie słysząc ani jednego dźwięku. Czy można powiedzieć, że spałam, jak zabita?
Co przyniosą kolejne dni? I czy inni zaakceptują Lanę? Czy już na zawsze pozostanie stworzeniem nocy unikającym Słońca?
Nie wiem...
Może Wy wiecie, co się dalej stanie?
piątek, 17 maja 2013
Odcienk na YT
Hej hej hej !!
Przesyłam Wam kolejny odcinek "Historii o Esmee".
Bawcie się dobrze :)
https://www.youtube.com/watch?v=xYwVY1DexgA
Przesyłam Wam kolejny odcinek "Historii o Esmee".
Bawcie się dobrze :)
https://www.youtube.com/watch?v=xYwVY1DexgA
niedziela, 12 maja 2013
Odcinek 14
Witajcie.
Pamiętacie, jak dotarłam do Chin?
Pierwsza rzecz, jaką chciałam zrobić, to spotkać znanego mistrza Xian. Słyszałam o nim same pozytywne rzeczy, a jego oddanie Sim Fu oraz głębokim, duchowym podróżom, były w mieście owiane legendą. Byłam wdzięczna, że zechciał się ze mną spotkać.
Mistrz Xian okazał się bardzo cichym i spokojnym człowiekiem. Od razu chciał sprawdzić moją sprawność fizyczną i umiejętność skupienia się.
Udzielając mi instrukcji, kazał wykonywać najróżniejsze ćwiczenia z manekinem treningowym. Po ponad godzinie, kiedy całkiem zabrakło mi tchu, przestał wydawać komendy i zlustrował mnie wzrokiem.
Poprosił, byśmy usiedli. Mówił spokojnym, ale stanowczym tonem. Powiedział, że mam dobre podstawy, do ćwiczeń. Zaznaczył też, że nie interesuje go powód moje przyjazdu. Chciał, bym poświęciła się treningowi, jeśli na prawdę mi na nim zależy.
Opowiedział mi historię Sim Fu i to, jak sam stał się mistrzem. Mówił również o tym, że sama walka jest najmniej ważna w tej sztuce. Kluczem do sukcesu jest medytacja. To ona potrafi oczyścić umysł i ciało. Chciał zademonstrować mi to, co można dzięki niej osiągnąć.
Kiedy uniósł się kilka centymetrów nad ziemią, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Myślałam, że poznanie wróżki i czarownicy doprowadziło do punktu kulminacyjnego w moim zakresie zdziwienia, ale to?
Ponieważ ten "stan" trwał kilka godzin, podziwiałam go w milczeniu. Marzyłam o tym, by kiedyś móc chociaż odrobinę zbliżyć się do jego poziomu skupienia. Pod wieczór, Mistrz zaproponował bym zamieszkała u niego. To miało ułatwić nam wspólne treningi. Zgodziłam się od razu. Całą drogę do domu rozmawialiśmy o jego życiu, o Chinach i tajemnicach, jakie skrywają.
Kiedy zaproponował, że powinnam coś zjeść, do pokoju wszedł ktoś trzeci. To był Juno Xian - jego syn. Starzec przyklasnął w dłonie i zaproponował, żeby to jego syn zabrał mnie na kolację do miasta. Stwierdził, że jeśli chcę się uczyć, powinnam lepiej poznać miejsce, w którym spędzę kilka kolejnych tygodni.
Pomysł nie była zły, ja jednak nie chciałam się narzucać. Jak się okazało, Juno była bardzo szarmanckim gentelman'em. Nie wiem, czy z udawanym zadowoleniem na twarzy przyjął propozycję ojca.
Późnym wieczorem, na rynku w Shang Simla, nie było prawie nikogo. Zaskoczona tym faktem, zapytałam Juno, dlaczego tak jest. Opowiedział mi więc o życiu tutejszych ludzi.
Po kolacji, dyskutując chwilę, Juno zaproponował, że pokaże mi okolicę. Ja z chęcią chłonęłam wszelkie informacje na temat tego miejsca.
Zabrał mnie nad jedno z jezior, nieopodal swojego domu. To był naprawdę uroczy zakątek.
To co potem się stało, po raz kolejny tego dnia, zaskoczyło mnie niesamowicie.
To był cios poniżej pasa! Praktycznie go nie znałam. Tego dnia, był moim przewodnikiem. Dobrze nam się rozmawiało, jednak to co zrobił...
Złapało mnie za serce. Od długiego czasu, nikt, to znaczy żaden mężczyzna, tak się mną nie opiekował. Z resztą samie wiecie, jak zachował się Steven. A tu obcy facet, ech... dałam się ponieść...
Po tym "incydencie" wróciliśmy do domu. Z oddali zauważyliśmy Mistrza medytującego na tarasie.
Juno odprowadził mnie pod drzwi pokoju. Tam pierwszy raz odezwał się od pocałunku. Przeprosił za to co zrobił, ale powiedział, że niczego nie żałuje. Delikatnie musnął mój policzek i życząc mi dobrej nocy, ucałował mnie w czółko.
Tego wieczoru zasnęłam, kiedy tylko przyłożyłam ucho do poduszki.
Kolejne dni przebiegały tym samym rytmem. Od świtu do późnego popołudnia, trenowałam z Mistrzem Xian. Plan zajęć obejmował ćwiczenia z manekinem...
... z łamaczem desek...
... i sparingi.
Oczywiście, nie obyło się bez bólu i kontuzji.
Co trzy dni, treningi siłowe i techniczne, zastępowały sesje Taichi.
Wieczory spędzałam z Juno. Pokazywał mi najróżniejsze miejsca w swojej okolicy.
Dużo razem rozmawialiśmy, spędzając ze sobą każdą wolną chwilę.
Po sześciu tygodniach od mojego przyjazdu, Juno zrobił coś, co już niebawem miało zmienić całe moje życie. Mocno się do siebie zbliżyliśmy. Podczas jednego z romantycznych wieczorów, zabrał mnie do Świątyni Niebios, pokazując piękną panoramę okolicy.
Między nami iskrzyło. Uwielbiałam, kiedy całował mnie po ręce, niczym Gomez Morticia'e Addams. Tego wieczoru, troszkę się zagalopował. Jego namiętne i żarliwe pocałunki zraniły moją skórę. (Mina Lany bezcenna xD )
Nazajutrz coś się zmieniło. Juno nie zjawił się na śniadaniu, a Mistrz był bardziej milczący niż zwykle. Przeprowadziliśmy trening jak zwykle. Dziwiąc się sama sobie, oświadczyłam, że wracam do domu. Nie chciałam tego, a mówiąc te słowa czułam się tak, jakby ktoś kazał mi to zrobić.
Do domu wróciłam pierwszym samolotem. Nie pożegnałam się z Juno, mimo, iż moje serce bardzo pragnęło tego dokonać.
Kiedy przekroczyłam próg domu, ujrzałam Sarę, która przywitała mnie z otwartymi ustami i rozpaczą na twarzy. Podróż miałam ciężką. Byłam senna i ciągle spragniona. Ale czy wyglądałam aż tak źle, żeby się mnie przestraszyć?
Posmutniałam, a staruszka z zatroskaną miną, zapytała co się stało. Opowiedziałam jej o wyjeździe i tym, co stało się poprzedniego dnia. Wspomniałam też o ciężkiej podróży.
Sara wyglądała na opanowaną, chociaż jej oczy zdradzały strach. Powiedziała, że mamy problem, ale zapewniła mnie, że wszystko będzie dobrze.
Dorotha weszła do pokoju i tak jak Sara zareagowała dziwnie na mój widok. Sekundę później, wiedziałam dlaczego. Z jej ust wymknęło się jedno słowo: "wampir".
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Sara przyjęła pozycję dowódcy, wydając szybkie i krótkie rozkazy.
Dorotha użyła swojej mocy, by ukoić moje skołatane nerwy. Miałam wrażenie, że narasta we mnie agresja.
Dostałam owoc, który skutecznie zaspokoił moje pragnienie.
Najedzona i lekko uspokojona, a może otępiała? Sama nie wiem. Działy się wokół mnie dziwne rzeczy, a ja zachowywałam się tak, jakby mnie to nie obchodziło. Może to przez aurę tak się zachowywałam? W tej chwili liczył się dla mnie tylko sen.
W czasie, kiedy Dorotha czuwała nade mną, Sara pichciła jakąś miksturę.
Spałam, to pewne. Jednak rejestrowałam wszystko, co działo się wokół mnie. Zupełnie, jakbym miała tylko zamknięte oczy. Dorotha wyszła do kuchni. Tam z rozpaczą w głosie, pytała Sary, czy nie mają innego wyjścia. Siostra zapewniała ją, że tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
Potem usłyszałam, że Sara rozmawia przez telefon. W sumie była to tylko krótka informacja. Oznajmiła, że niedługo będziemy. Ale gdzie? Nie miałam pojęcia.
Nie wiem ile "spałam". Dla mnie trwało to zaledwie kilka minut. Sara obudziła mnie delikatnie. Wyjaśniła tylko tyle, że zostałam ugryziona przez wampira. Do głowy napłynęły mi miliony myśli. Zbierałam wszystkie informacje z filmów, jakie kiedykolwiek słyszałam na temat tych postaci. Byłam oszołomiona. Ocknęłam się, kiedy kobieta rzuciła we mnie flakonikiem.
Wszystko działo się bardzo szybko. Sara opowiedziała mi, że to dopiero pierwsze stadium, że muszę się wszystkiego nauczyć. One nie są w stanie mi pomóc, to zbyt niebezpieczne. Eliksir jakim "oberwałam" miał pomóc mi przetrwać kolejny dzień. A teraz? Teraz miałam wyruszyć na spotkanie z moją nauczycielką, Wasylisą Dragomir.
Kim okaże się owa kobieta? Gdzie się wybieram? I co ma się ze mną stać? Boję się przyszłości...
C. D. N.
Pamiętacie, jak dotarłam do Chin?
Pierwsza rzecz, jaką chciałam zrobić, to spotkać znanego mistrza Xian. Słyszałam o nim same pozytywne rzeczy, a jego oddanie Sim Fu oraz głębokim, duchowym podróżom, były w mieście owiane legendą. Byłam wdzięczna, że zechciał się ze mną spotkać.
Mistrz Xian okazał się bardzo cichym i spokojnym człowiekiem. Od razu chciał sprawdzić moją sprawność fizyczną i umiejętność skupienia się.
Udzielając mi instrukcji, kazał wykonywać najróżniejsze ćwiczenia z manekinem treningowym. Po ponad godzinie, kiedy całkiem zabrakło mi tchu, przestał wydawać komendy i zlustrował mnie wzrokiem.
Poprosił, byśmy usiedli. Mówił spokojnym, ale stanowczym tonem. Powiedział, że mam dobre podstawy, do ćwiczeń. Zaznaczył też, że nie interesuje go powód moje przyjazdu. Chciał, bym poświęciła się treningowi, jeśli na prawdę mi na nim zależy.
Opowiedział mi historię Sim Fu i to, jak sam stał się mistrzem. Mówił również o tym, że sama walka jest najmniej ważna w tej sztuce. Kluczem do sukcesu jest medytacja. To ona potrafi oczyścić umysł i ciało. Chciał zademonstrować mi to, co można dzięki niej osiągnąć.
Kiedy uniósł się kilka centymetrów nad ziemią, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Myślałam, że poznanie wróżki i czarownicy doprowadziło do punktu kulminacyjnego w moim zakresie zdziwienia, ale to?
Ponieważ ten "stan" trwał kilka godzin, podziwiałam go w milczeniu. Marzyłam o tym, by kiedyś móc chociaż odrobinę zbliżyć się do jego poziomu skupienia. Pod wieczór, Mistrz zaproponował bym zamieszkała u niego. To miało ułatwić nam wspólne treningi. Zgodziłam się od razu. Całą drogę do domu rozmawialiśmy o jego życiu, o Chinach i tajemnicach, jakie skrywają.
Kiedy zaproponował, że powinnam coś zjeść, do pokoju wszedł ktoś trzeci. To był Juno Xian - jego syn. Starzec przyklasnął w dłonie i zaproponował, żeby to jego syn zabrał mnie na kolację do miasta. Stwierdził, że jeśli chcę się uczyć, powinnam lepiej poznać miejsce, w którym spędzę kilka kolejnych tygodni.
Pomysł nie była zły, ja jednak nie chciałam się narzucać. Jak się okazało, Juno była bardzo szarmanckim gentelman'em. Nie wiem, czy z udawanym zadowoleniem na twarzy przyjął propozycję ojca.
Późnym wieczorem, na rynku w Shang Simla, nie było prawie nikogo. Zaskoczona tym faktem, zapytałam Juno, dlaczego tak jest. Opowiedział mi więc o życiu tutejszych ludzi.
Po kolacji, dyskutując chwilę, Juno zaproponował, że pokaże mi okolicę. Ja z chęcią chłonęłam wszelkie informacje na temat tego miejsca.
Zabrał mnie nad jedno z jezior, nieopodal swojego domu. To był naprawdę uroczy zakątek.
To co potem się stało, po raz kolejny tego dnia, zaskoczyło mnie niesamowicie.
To był cios poniżej pasa! Praktycznie go nie znałam. Tego dnia, był moim przewodnikiem. Dobrze nam się rozmawiało, jednak to co zrobił...
Złapało mnie za serce. Od długiego czasu, nikt, to znaczy żaden mężczyzna, tak się mną nie opiekował. Z resztą samie wiecie, jak zachował się Steven. A tu obcy facet, ech... dałam się ponieść...
Po tym "incydencie" wróciliśmy do domu. Z oddali zauważyliśmy Mistrza medytującego na tarasie.
Juno odprowadził mnie pod drzwi pokoju. Tam pierwszy raz odezwał się od pocałunku. Przeprosił za to co zrobił, ale powiedział, że niczego nie żałuje. Delikatnie musnął mój policzek i życząc mi dobrej nocy, ucałował mnie w czółko.
Tego wieczoru zasnęłam, kiedy tylko przyłożyłam ucho do poduszki.
Kolejne dni przebiegały tym samym rytmem. Od świtu do późnego popołudnia, trenowałam z Mistrzem Xian. Plan zajęć obejmował ćwiczenia z manekinem...
... z łamaczem desek...
... i sparingi.
Oczywiście, nie obyło się bez bólu i kontuzji.
Co trzy dni, treningi siłowe i techniczne, zastępowały sesje Taichi.
Wieczory spędzałam z Juno. Pokazywał mi najróżniejsze miejsca w swojej okolicy.
Dużo razem rozmawialiśmy, spędzając ze sobą każdą wolną chwilę.
Po sześciu tygodniach od mojego przyjazdu, Juno zrobił coś, co już niebawem miało zmienić całe moje życie. Mocno się do siebie zbliżyliśmy. Podczas jednego z romantycznych wieczorów, zabrał mnie do Świątyni Niebios, pokazując piękną panoramę okolicy.
Między nami iskrzyło. Uwielbiałam, kiedy całował mnie po ręce, niczym Gomez Morticia'e Addams. Tego wieczoru, troszkę się zagalopował. Jego namiętne i żarliwe pocałunki zraniły moją skórę. (Mina Lany bezcenna xD )
Nazajutrz coś się zmieniło. Juno nie zjawił się na śniadaniu, a Mistrz był bardziej milczący niż zwykle. Przeprowadziliśmy trening jak zwykle. Dziwiąc się sama sobie, oświadczyłam, że wracam do domu. Nie chciałam tego, a mówiąc te słowa czułam się tak, jakby ktoś kazał mi to zrobić.
Do domu wróciłam pierwszym samolotem. Nie pożegnałam się z Juno, mimo, iż moje serce bardzo pragnęło tego dokonać.
Kiedy przekroczyłam próg domu, ujrzałam Sarę, która przywitała mnie z otwartymi ustami i rozpaczą na twarzy. Podróż miałam ciężką. Byłam senna i ciągle spragniona. Ale czy wyglądałam aż tak źle, żeby się mnie przestraszyć?
Posmutniałam, a staruszka z zatroskaną miną, zapytała co się stało. Opowiedziałam jej o wyjeździe i tym, co stało się poprzedniego dnia. Wspomniałam też o ciężkiej podróży.
Sara wyglądała na opanowaną, chociaż jej oczy zdradzały strach. Powiedziała, że mamy problem, ale zapewniła mnie, że wszystko będzie dobrze.
Dorotha weszła do pokoju i tak jak Sara zareagowała dziwnie na mój widok. Sekundę później, wiedziałam dlaczego. Z jej ust wymknęło się jedno słowo: "wampir".
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Sara przyjęła pozycję dowódcy, wydając szybkie i krótkie rozkazy.
Dorotha użyła swojej mocy, by ukoić moje skołatane nerwy. Miałam wrażenie, że narasta we mnie agresja.
Dostałam owoc, który skutecznie zaspokoił moje pragnienie.
Najedzona i lekko uspokojona, a może otępiała? Sama nie wiem. Działy się wokół mnie dziwne rzeczy, a ja zachowywałam się tak, jakby mnie to nie obchodziło. Może to przez aurę tak się zachowywałam? W tej chwili liczył się dla mnie tylko sen.
W czasie, kiedy Dorotha czuwała nade mną, Sara pichciła jakąś miksturę.
Spałam, to pewne. Jednak rejestrowałam wszystko, co działo się wokół mnie. Zupełnie, jakbym miała tylko zamknięte oczy. Dorotha wyszła do kuchni. Tam z rozpaczą w głosie, pytała Sary, czy nie mają innego wyjścia. Siostra zapewniała ją, że tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
Potem usłyszałam, że Sara rozmawia przez telefon. W sumie była to tylko krótka informacja. Oznajmiła, że niedługo będziemy. Ale gdzie? Nie miałam pojęcia.
Nie wiem ile "spałam". Dla mnie trwało to zaledwie kilka minut. Sara obudziła mnie delikatnie. Wyjaśniła tylko tyle, że zostałam ugryziona przez wampira. Do głowy napłynęły mi miliony myśli. Zbierałam wszystkie informacje z filmów, jakie kiedykolwiek słyszałam na temat tych postaci. Byłam oszołomiona. Ocknęłam się, kiedy kobieta rzuciła we mnie flakonikiem.
Wszystko działo się bardzo szybko. Sara opowiedziała mi, że to dopiero pierwsze stadium, że muszę się wszystkiego nauczyć. One nie są w stanie mi pomóc, to zbyt niebezpieczne. Eliksir jakim "oberwałam" miał pomóc mi przetrwać kolejny dzień. A teraz? Teraz miałam wyruszyć na spotkanie z moją nauczycielką, Wasylisą Dragomir.
Kim okaże się owa kobieta? Gdzie się wybieram? I co ma się ze mną stać? Boję się przyszłości...
C. D. N.
Subskrybuj:
Posty (Atom)