Witajcie.
Pamiętacie, jak dotarłam do Chin?
Pierwsza rzecz, jaką chciałam zrobić, to spotkać znanego mistrza Xian. Słyszałam o nim same pozytywne rzeczy, a jego oddanie Sim Fu oraz głębokim, duchowym podróżom, były w mieście owiane legendą. Byłam wdzięczna, że zechciał się ze mną spotkać.
Mistrz Xian okazał się bardzo cichym i spokojnym człowiekiem. Od razu chciał sprawdzić moją sprawność fizyczną i umiejętność skupienia się.
Udzielając mi instrukcji, kazał wykonywać najróżniejsze ćwiczenia z manekinem treningowym. Po ponad godzinie, kiedy całkiem zabrakło mi tchu, przestał wydawać komendy i zlustrował mnie wzrokiem.
Poprosił, byśmy usiedli. Mówił spokojnym, ale stanowczym tonem. Powiedział, że mam dobre podstawy, do ćwiczeń. Zaznaczył też, że nie interesuje go powód moje przyjazdu. Chciał, bym poświęciła się treningowi, jeśli na prawdę mi na nim zależy.
Opowiedział mi historię Sim Fu i to, jak sam stał się mistrzem. Mówił również o tym, że sama walka jest najmniej ważna w tej sztuce. Kluczem do sukcesu jest medytacja. To ona potrafi oczyścić umysł i ciało. Chciał zademonstrować mi to, co można dzięki niej osiągnąć.
Kiedy uniósł się kilka centymetrów nad ziemią, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Myślałam, że poznanie wróżki i czarownicy doprowadziło do punktu kulminacyjnego w moim zakresie zdziwienia, ale to?
Ponieważ ten "stan" trwał kilka godzin, podziwiałam go w milczeniu. Marzyłam o tym, by kiedyś móc chociaż odrobinę zbliżyć się do jego poziomu skupienia. Pod wieczór, Mistrz zaproponował bym zamieszkała u niego. To miało ułatwić nam wspólne treningi. Zgodziłam się od razu. Całą drogę do domu rozmawialiśmy o jego życiu, o Chinach i tajemnicach, jakie skrywają.
Kiedy zaproponował, że powinnam coś zjeść, do pokoju wszedł ktoś trzeci. To był Juno Xian - jego syn. Starzec przyklasnął w dłonie i zaproponował, żeby to jego syn zabrał mnie na kolację do miasta. Stwierdził, że jeśli chcę się uczyć, powinnam lepiej poznać miejsce, w którym spędzę kilka kolejnych tygodni.
Pomysł nie była zły, ja jednak nie chciałam się narzucać. Jak się okazało, Juno była bardzo szarmanckim gentelman'em. Nie wiem, czy z udawanym zadowoleniem na twarzy przyjął propozycję ojca.
Późnym wieczorem, na rynku w Shang Simla, nie było prawie nikogo. Zaskoczona tym faktem, zapytałam Juno, dlaczego tak jest. Opowiedział mi więc o życiu tutejszych ludzi.
Po kolacji, dyskutując chwilę, Juno zaproponował, że pokaże mi okolicę. Ja z chęcią chłonęłam wszelkie informacje na temat tego miejsca.
Zabrał mnie nad jedno z jezior, nieopodal swojego domu. To był naprawdę uroczy zakątek.
To co potem się stało, po raz kolejny tego dnia, zaskoczyło mnie niesamowicie.
To był cios poniżej pasa! Praktycznie go nie znałam. Tego dnia, był moim przewodnikiem. Dobrze nam się rozmawiało, jednak to co zrobił...
Złapało mnie za serce. Od długiego czasu, nikt, to znaczy żaden mężczyzna, tak się mną nie opiekował. Z resztą samie wiecie, jak zachował się Steven. A tu obcy facet, ech... dałam się ponieść...
Po tym "incydencie" wróciliśmy do domu. Z oddali zauważyliśmy Mistrza medytującego na tarasie.
Juno odprowadził mnie pod drzwi pokoju. Tam pierwszy raz odezwał się od pocałunku. Przeprosił za to co zrobił, ale powiedział, że niczego nie żałuje. Delikatnie musnął mój policzek i życząc mi dobrej nocy, ucałował mnie w czółko.
Tego wieczoru zasnęłam, kiedy tylko przyłożyłam ucho do poduszki.
Kolejne dni przebiegały tym samym rytmem. Od świtu do późnego popołudnia, trenowałam z Mistrzem Xian. Plan zajęć obejmował ćwiczenia z manekinem...
... z łamaczem desek...
... i sparingi.
Oczywiście, nie obyło się bez bólu i kontuzji.
Co trzy dni, treningi siłowe i techniczne, zastępowały sesje Taichi.
Wieczory spędzałam z Juno. Pokazywał mi najróżniejsze miejsca w swojej okolicy.
Dużo razem rozmawialiśmy, spędzając ze sobą każdą wolną chwilę.
Po sześciu tygodniach od mojego przyjazdu, Juno zrobił coś, co już niebawem miało zmienić całe moje życie. Mocno się do siebie zbliżyliśmy. Podczas jednego z romantycznych wieczorów, zabrał mnie do Świątyni Niebios, pokazując piękną panoramę okolicy.
Między nami iskrzyło. Uwielbiałam, kiedy całował mnie po ręce, niczym Gomez Morticia'e Addams. Tego wieczoru, troszkę się zagalopował. Jego namiętne i żarliwe pocałunki zraniły moją skórę. (Mina Lany bezcenna xD )
Nazajutrz coś się zmieniło. Juno nie zjawił się na śniadaniu, a Mistrz był bardziej milczący niż zwykle. Przeprowadziliśmy trening jak zwykle. Dziwiąc się sama sobie, oświadczyłam, że wracam do domu. Nie chciałam tego, a mówiąc te słowa czułam się tak, jakby ktoś kazał mi to zrobić.
Do domu wróciłam pierwszym samolotem. Nie pożegnałam się z Juno, mimo, iż moje serce bardzo pragnęło tego dokonać.
Kiedy przekroczyłam próg domu, ujrzałam Sarę, która przywitała mnie z otwartymi ustami i rozpaczą na twarzy. Podróż miałam ciężką. Byłam senna i ciągle spragniona. Ale czy wyglądałam aż tak źle, żeby się mnie przestraszyć?
Posmutniałam, a staruszka z zatroskaną miną, zapytała co się stało. Opowiedziałam jej o wyjeździe i tym, co stało się poprzedniego dnia. Wspomniałam też o ciężkiej podróży.
Sara wyglądała na opanowaną, chociaż jej oczy zdradzały strach. Powiedziała, że mamy problem, ale zapewniła mnie, że wszystko będzie dobrze.
Dorotha weszła do pokoju i tak jak Sara zareagowała dziwnie na mój widok. Sekundę później, wiedziałam dlaczego. Z jej ust wymknęło się jedno słowo: "wampir".
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Sara przyjęła pozycję dowódcy, wydając szybkie i krótkie rozkazy.
Dorotha użyła swojej mocy, by ukoić moje skołatane nerwy. Miałam wrażenie, że narasta we mnie agresja.
Dostałam owoc, który skutecznie zaspokoił moje pragnienie.
Najedzona i lekko uspokojona, a może otępiała? Sama nie wiem. Działy się wokół mnie dziwne rzeczy, a ja zachowywałam się tak, jakby mnie to nie obchodziło. Może to przez aurę tak się zachowywałam? W tej chwili liczył się dla mnie tylko sen.
W czasie, kiedy Dorotha czuwała nade mną, Sara pichciła jakąś miksturę.
Spałam, to pewne. Jednak rejestrowałam wszystko, co działo się wokół mnie. Zupełnie, jakbym miała tylko zamknięte oczy. Dorotha wyszła do kuchni. Tam z rozpaczą w głosie, pytała Sary, czy nie mają innego wyjścia. Siostra zapewniała ją, że tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
Potem usłyszałam, że Sara rozmawia przez telefon. W sumie była to tylko krótka informacja. Oznajmiła, że niedługo będziemy. Ale gdzie? Nie miałam pojęcia.
Nie wiem ile "spałam". Dla mnie trwało to zaledwie kilka minut. Sara obudziła mnie delikatnie. Wyjaśniła tylko tyle, że zostałam ugryziona przez wampira. Do głowy napłynęły mi miliony myśli. Zbierałam wszystkie informacje z filmów, jakie kiedykolwiek słyszałam na temat tych postaci. Byłam oszołomiona. Ocknęłam się, kiedy kobieta rzuciła we mnie flakonikiem.
Wszystko działo się bardzo szybko. Sara opowiedziała mi, że to dopiero pierwsze stadium, że muszę się wszystkiego nauczyć. One nie są w stanie mi pomóc, to zbyt niebezpieczne. Eliksir jakim "oberwałam" miał pomóc mi przetrwać kolejny dzień. A teraz? Teraz miałam wyruszyć na spotkanie z moją nauczycielką, Wasylisą Dragomir.
Kim okaże się owa kobieta? Gdzie się wybieram? I co ma się ze mną stać? Boję się przyszłości...
C. D. N.
Dzięki że wykorzystałaś mój pomysł ^^
OdpowiedzUsuńna końcu brakuje ,,co się stało z Juno ? "
OdpowiedzUsuńJestem ciekawy kolejnego odcinka :)
OdpowiedzUsuńniech w następnym odc. zrozpaczona będzie oglądała "zmierzch"
OdpowiedzUsuńPraktycznie jestem od 1 posta na tym blogu a się czuje jak by już były 50 odcinki :D . Czekam na kolejny odc. z niecierpliwością <33
OdpowiedzUsuńCała twoja seria jest zajebiaszcza!!!Dziękujmy boguza tych co jeszcze umieją zrobić dobry "serial" o simsach!
OdpowiedzUsuńKsiężniczka Vasilisa Dragomir z "Akademia Wampirów" ? xD
OdpowiedzUsuń