niedziela, 11 sierpnia 2013

Odcinek 20

Witajcie!

Bardzo Was przepraszam za tak długą przerwę w notkach, ale miałam kilka spraw na głowie.
Bez zbędnego gadania, lecimy z tym koksem ;)


Po kłótni w salonie, Dymitr wzburzony poszedł szukać swojej matki. Nie potrafił pojąc swoich emocji i tego, jak wstrząsnął nim widok tulących się do siebie Lany i Marcusa.


Wasylisa odwróciła się szybko na dźwięk zbliżających się kroków. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, Dymitr zaczął wykrzykiwać masę słów, z których tylko kilka trafiło do uszu kobiety. "Marcus i Lana" - serce stanęło jej w gardle; "obściskiwanie" - tętno wraca do normy; "niedopuszczalne zachowanie" - CZEKAJ! - Wasylisa złapała syna za ramiona.


Uspokoiła go i próbowała na spokojnie wyciągnąć od niego jakieś informacje. On jednak zirytował się jeszcze bardziej. Nie chciał już nic mówić. Odsunął się od kobiety i wyszedł.


Dymitr udał się na balkon. Kilka głębokich wdechów, powoli go uspokoiło, a myśli zaczęły się powoli układać w głowie.


Nie wiedział, co go tak zirytowało w obrazku, który widział. Może fakt, że ta dziewczyna nie powinna się znaleźć w ich szkole? Nie powinna mieć tutaj przyjaciół, a tym bardziej nikogo bliższego. I do tego matka, która wiecznie go nie rozumiała i żadne argumenty do niej nie docierały. Dymitr wiedział, że matka jest jak dobry samarytanin. Chciała pomagać zawsze i wszystkim. On wiedział, że są istoty, które nie zasługują na taką łaskę.


W tym czasie Wasylisa próbowała pozbierać swoje myśli i te, które syn wykrzyczał jej w twarz. Martwiła ją jego impulsywność i fakt, jak negatywnie Lana na niego działa. Od kiedy była w szkole, on nie panował nad swoimi emocjami. Ale czy powinna się temu dziwić? Wampir działał na wilkołaka, jak czerwona płachta na byka.


Wasylisa chciała dowiedzieć się trochę więcej o sytuacji, jaka zaistniała w salonie... Poszła porozmawiać z głównym powodem wybuchów Dymitra - Laną.


***

Próbowałam nie myśleć. Ćwiczenia najlepiej się do tego nadawały. Jako człowiek, mogłabym się skupić na kroplach potu spływających mi po plecach. Ale nie, nie byłam człowiekiem. Byłam wampirem, który się nie pocił, nie męczył i była maszyną do zabijania.
Do siłowni weszła Wasylisa. Jej kroki słyszałam już na schodach. Poruszała się bardzo miękko, zupełnie jakby chodziła boso.
Wstałam z ławeczki. Była spokojna, ale oczy zdradzały lekkie zdenerwowanie. Chciała porozmawiać. Zaproponowała spacer.


Wyszłyśmy do parku. Było późno, a na dworze ani jednej żywej duszy. Przeczuwałam co ją do mnie sprowadzało. Chwila milczenia i padło oczekiwane pytanie.
- Co za dupek! - krzyknęłam.
Dyrektorka stała niewzruszona, jakby spodziewała się mojej reakcji.


Wzięłam głęboki wdech, poskramiając swoje emocje. Opowiedziałam jej co dokładnie zaszło poprzedniego dnia oraz to, co powiedział mi Marcus. Słuchała mnie, delikatnie kiwając głową.


Nie usprawiedliwiała Dymitra. Powiedziała mi, że nie powinnam się nim przejmować i najzwyczajniej w świecie powinniśmy się unikać. "Z naturą się nie wygra" - dodała uśmiechając się blado.
Nagle przyklasnęła w dłonie i powiedziała, że ma coś, co powinno poprawić mi humor. Podała mi mały podarunek, a w nim flakonik z eliksirem. Znalazła miksturę, która powinna mnie uchronić przed słońcem. Dała mi kilka kropel, bym ją wypróbowała.


Podziękowałam jej szczerze i wróciłyśmy do zamku. Powiedziała, że powinnam wyjść na miasto, by wytestować eliksir. Ucieszyła mnie ta propozycja, bo pierwszy raz po tak długim czasie miałam wyjść do ludzi.
Pobiegłam do Marcusa, który obiecał mi towarzyszyć. Nie mogłam zdać się tylko na siebie, w razie, gdyby ilość osób podziałała na mnie drażniąco, on miał mnie zabrać do domu. A poza tym, nie znałam tej okolicy.


Marcus od razu podchwycił temat. Ucieszył się, że w końcu wyrwę się z klatki. Ale stanowczo powiedział, że takiej niedorobionej mnie nie puści. Poczuł się do odpowiedzialności, żeby ten dzień był dla mnie wyjątkowy. A może po prostu miał poczucie winy za to, co się stało?


Nim się zorientowałam, Marcus przygotował mi kąpiel w błotku. Zaczęłam się śmiać, że tylko maseczki z ogórków mi brakuje, no i to był błąd... Chwilę później miałam je już na oczach.


Jeszcze tylko użyć eliksiru...


... i w drogę!


Marcus zabrał mnie do baru karaoke. Wiedział, że sie denerwuję, więc na początek zaproponował drinka.


Barman wpadł mu w oko. Zaczęłam się śmiać, kiedy skomentował jego pośladki. Dziwnie dyskutuje się o przystojnych mężczyznach z mężczyzną.


Kiedy stanowisko się zwolniło, ruszyliśmy trochę pośpiewać. Nie wiedziałam, że byliśmy obserwowani.


Jeszcze wspólne, pamiątkowe zdjęcie z pierwszego wypadu na miasto.


I do domu wracaliśmy, kiedy zaczęło zmierzchać.


Panią dyrektor zastaliśmy, kiedy walczyła z kominkiem, próbując okiełznać niesforne ogniki.


Zdaliśmy jej relację z całego dnia. Marcus pochwalił mnie, że nikogo nie zjadłam, co skwitowaliśmy chwilą milczenia i nagłym wybuchem śmiechu. 
Pani Dragomir ucieszyła się z działania eliksiru i stwierdziła, że teram może mi podać pełną dawkę.


Zeszłyśmy do pracowni alchemicznej, gdzie w wielkim kotle, bulgotała tajemnicza mikstura, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy.


Nalała napój do szklanki i kazała mi to wypić.


Zatroskana, zapytała jak się czuję. Nie czułam żadnej zmiany. Jedynie przyjemne ciepło rozchodzące się po moim zimnym ciele.


Dowiedziałam się, że teraz w ciągu dnia, moja skóra będzie lekko lśnić. Ale słońce już nigdy nie wyrządzi mi krzywdy. Zaczęłyśmy się śmiać, kiedy wspomniałam, że teraz będę mogła się poopalać.


Chciałam skorzystać z tej sytuacji i odwiedzić Dorothę i Sarę. Do szkoły trafiłam ponad rok temu, a przez ten cały czas nie miałam od nich żadnej wieści. Zapytałam, czy Pani Wasylisa się na to zgodzi. Bałam się jej odpowiedzi...


Jak się okazało nie było czego. Stwierdziła, że to świetny pomysł. Oczywiście miałam jechać z Marcusem. Czekała nas jednak długa droga, w związku z czym, użyczyła nam swojego samochodu. Nie chciała, byśmy jechali jego rupciem. (Wiem, że pisze się rupieciem. Ale ja tak to nazywam ;)
Potrzebowałam 15 minut. Zabraliśmy kilka ciuchów i wsiedliśmy do samochodu. Nauczycielka machała nam na pożegnanie.



***

Nazajutrz, wszyscy usiedli do wspólnego śniadania. Nie umknęło uwadze Dymitra, że jednej osoby brakuje przy stole. Zapytał, jakby od niechcenia, gdzie podziewa się Marcus. Rose, która siedziała obok niego, widziała, jak napina wszystkie mięśnie, próbując zapanować nad tonem swojego głosu.


Wasylisa poinformowała wszystkich o wyjeździe Lany i Marcusa. Dymitr z wrażenia zakrztusił się kanapką.


Tym razem bez awantury, nawet bez słowa, wstał od stołu, zabrał talerz i wyszedł.


Pani Dragomir nie wytrzymała. Wyszła za swoim synem. Nie pozwalając tym razem jemu dojść do głosu, skarciła Dymitra za jego zachowanie. Ostatni raz udzieliła mu takiej reprymendy, kiedy jako nastolatek nie wrócił na noc do domu. Wtedy dostał szlaban na jakiekolwiek wyjścia ze znajomymi. A teraz? Teraz był dorosły. Szlaban nie wchodził w grę. Została tylko poważna rozmowa.


Dymitr złagodniał. Posmutniał. Przez chwilę nie wydobył z siebie żadnego słowa. Wiedział, że mama ma rację.


Zaczął powoli. Słowo po słowie wyjaśniał, jak się czuje. Wiedział, że natura wilkołaka przez niego przemawia, ale również się bał. Zawsze był wesołą osobą. Teraz cały czas chodził spięty i czujny.


Powiedział matce, że nie potrafi sobie z tym wszystkim poradzić. Nie rozumiał, czemu tak bardzo jej nienawidzi. Chciał ją mieć na oku. Mieć pewność, że nikogo nie skrzywdzi. Opowiedział jej o tym, jak śledził ją i Marcusa w mieście.


Przyznał, że nawet w tej chwili jest niespokojny. Nie wiedział co się z nią dzieje i to nie dawało mu spokoju. Był zły, że wyjechała bez słowa.
Wasylisę olśniło. Uśmiechnęła się ciepło i przytuliła syna.
- Ty jej nie nienawidzisz. Ty ją kochasz...
Te słowa uderzyły Dymitra prosto w serce. Zupełnie, jakby ktoś odnalazł nazwę na to, co czuł do tej pory. Wszystko stało się jasne. On nie bał się tego co zrobi Lana. On się bał o nią, czy sobie ze wszystkim poradzi. Nie śledził jej, by mieć na nią "haka". Chciał ją chronić, jeśli straciłaby panowanie nad sobą. Nie był zły, że znalazła przyjaciela. Był zazdrosny, że to nie on nim został.
Ciało chłopaka spowiła jasna aura, a on poczuł, jak jego ciało i dusza odzyskuje równowagę. 


Jak Lana z Marcusem spędzą urlop u sióstr?
Czy dziewczyna da sobie radę wśród ludzi?
Co zrobi Dymitr po powrocie Lany?
Przyzna się do swoich uczuć?
Zobaczcie, jakie przygody czekają jeszcze Lanę w Szkole Świętego Vladymira.


A tutaj bonus. Taką minę zrobił Dymitr, kiedy Wasylisa poinformowała go o wyjeździe Lany :D


7 komentarzy:

  1. Super!!! Super!!!! jeszcze raz SUPER odcinek, warto bylo poczekac :) Juz sie nie moge doczekac co bedzie po powrocie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mina zabójcza xD
    Odcinek świetny, warto było poczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetne. ;D Czytam od dłuższego czasu, ale jakoś nie komentowałam. Wiedziałam od początku, że się zakochał. xP

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę doczekać się następnego odcinka :D Jesteś niesamowita, robisz postępy w nagrywaniu odcinków i pisaniu ich, każdy następny jest coraz lepszy. Jesteś bardzo fajną osobą i bardzo doceniam to co robisz. Dziękuje :* Milena P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oglądam cię od samego początku jesteś świetna! Bardzo czekałam na ten odcinek ale się opłacało:) Wiedziałam że się zakochał:)I chciałam powiedzieć że to by był ciekawe związek. Lana i Dymitr.
    O ile się uda:)

    P.S:A mogłabyś użyć w blogu imienia Kornelia? Taki pomysł:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny ,,odcinek,, fajnie by było gdyby Dimir pojechał za Laną i powiedział jej co do nie czuje :*

    OdpowiedzUsuń