Telefon, który mnie obudził, nie zwiastował nic dobrego.
Dzwoniła Dorotha. Christopher zmarł.
Uspokoiłam ją i obiecałam, że zaraz wszystko załatwię. Był
środek nocy, ale internet daje wiele możliwości o każdej porze dnia i nocy.
Zaczęłam od zabukowania biletu dla mojej gosposi oraz transportu dla jej
ukochanego.
Z samego rana zerwałam się na równe nogi. Już miałam
wychodzić, kiedy w moje ręce wskoczył Boss. Był pozytywnym promykiem w tym
ciężkim dniu.
Najważniejsze było zorganizowanie pogrzebu. Catering nie był
problemem, ale miejsce na cmentarzu, to już zupełnie inna sprawa. Na szczęście
pan Evergreen, to wyrozumiały i dobrze zorganizowany człowiek. Bez problemu
udało się zamówić odpowiednie miejsce i dobrą obsługę.
Dorotha przyjechała, zanim wróciłam do domu. Siedziała przy
stole, patrząc się w przestrzeń. Oczy miała zapuchnięte od płaczu.
Opowiedziała mi wszystko. Christopher odszedł spokojnie.
Położył się na popołudniową drzemkę i już się nie obudził. Nie cierpiał.
Tuż przed pogrzebem zadzwonił Steven. Nie udało mu się
odwołać koncertu i nie zdołał przyjechać na pogrzeb. Byłam zła, ale wiedziałam,
jak to jest w branży. Czasami jedna odmowa może przekreślić grube pieniądze. A
wtedy na sumieniu masz nie tylko siebie, ale i całe grono ludzi, którzy pracują
razem z tobą.
Ceremonia pogrzebowa była skromna. Nawet syn Chrisa się nie
zjawił.
Szczęście w nieszczęściu, deszcz zaczął padać tuż po
zakopaniu grobu. Tak... nawet niebo płakało po stracie wspaniałego człowieka.
Po wszystkim, pojechałyśmy do domu na niewielką stypę.
Dorotha rzuciła mi się w ramiona, płacząc jak bóbr i
dziękując za pomoc. Serce pękało mi z żalu. Zaledwie 3 tygodnie temu wzięli
ślub, a już musieli się pożegnać.
Dni mijały, a Dorotha zamknęła się w sobie. Całe dnie
spędzała u siebie w pokoju. Nie chciała jeść, ani nigdzie wyjść. Bardzo się o
nią martwiłam.
Powiedziałam jej, że przykro mi jest, kiedy na nią patrzę. A
bezsilność w tej sytuacji po prostu mnie przerasta. Rozpłakała się tłumacząc,
że nie potrafi się pogodzić ze stratą Chrisa. Te rany były zbyt świeże, żeby
się zagoić.
Przypomniałam sobie o Sandrze, siostrze Dorothy.
Zaproponowałam, żeby pojechała do niej. Zmiana otoczenia mogła dobrze na nią
podziałać. Po godzinnym zapewnianiu, że dam sobie ze wszystkim radę, zgodziła
się na wyjazd. Chciałam, żeby odpoczęła. Sandra mieszkała na wsi. To mogło
pomóc jej siostrze.
Jeszcze tego samego wieczoru miał wrócić Steven. Dzwonił do
mnie z drogi, że już jedzie. Chcąc zabić czas, przeglądałam swoją pocztę. Wtedy
zaskoczył mnie jeden mail.
Dźwięk przekręcanego klucza, oderwał mnie od lektury.
Zerwałam się z miejsca i pobiegłam uściskać moją zgubę. Tęsknota dawała mi się
we znaki.
Jego bliskość, zapach i bijące serce, na chwilę zabrały mnie
z tej szarej krainy, jaką jest rzeczywistość...
Zasiadając do kolacji, w okolicach 3 w nocy – bardzo zdrowo,
zdałam Stevenowi relację z ostatnich dni. Doszłam do wniosku, że wysłanie
Dorothy do siostry, to był bardzo dobry pomysł. Gdyby miała jeszcze raz
przeżywać litanie pokrzepiających słów, tym razem z ust Stevena, chyba by tego
nie zniosła. Wspomniałam mu też o zaskakującym mailu, jakiego dostałam. Było to
zaproszenie na występ w Seattle.
Wtedy pożałowałam, że nie wyjechałam z gosposią. Steven był
zły. Nigdy nie lubił, kiedy miałam gdzieś jechać. A tym bardziej, kiedy miało
to trwać więcej niż 2 dni. Zaczął robić wywody na temat bezpieczeństwa, czy
wiem już wszystko na temat hotelu, cateringu i miejsca, w którym miałam dać
występ. Irytowało mnie to, bo sam bardzo lubił swoje trasy.
Wpuściłam to jednym uchem i wypuściłam drugim. Wiecie, że i
tak pojadę, co nie?
Uwielbiam Lanę, ona zawsze stawia na swoim. Jak uda jej się
wyjazd? No i czy Steven będzie się gniewał? Zobaczymy...
C. D. N.
C. D. N.
Sądziłam, że będzie bardziej dramatycznie - jak wypadek Stevena - ale i tak odcinek ciekawy :). Mina Lany na koniec boska :D Idealnie dobrana do sytuacji.
OdpowiedzUsuńLana a nie Lena??
OdpowiedzUsuń