Z samego rana, usiadłam do laptopa, by rozpisać plan
działania. Przed ślubem czekała nas jeszcze Wigilia. Ceremonię zaplanowaliśmy
na pierwszy dzień świąt.
Na kolacji wigilijnej mieliśmy gościa. Dołączył do nas Sam,
syn Christophera z pierwszego małżeństwa.
Oczywiście nie obyło się bez prezentów! (Wybaczcie, ale
rozpakowywania trwało tak długo, że udało się tylko dwóm Simom dorwać do
prezentów. Impreza za szybko się skończyła. Następnym razem, muszę zrobić
więcej miejsca w pokoju.)
Po kolacji, rozmawiałam ze Stevenem o prezencie dla
nowożeńców. Postanowiliśmy zafundować im dwa tygodnie w Alpach, gdzie mogli
zażywać najróżniejszych zabiegów odnowy biologicznej i uczestniczyć w
różnorakich zajęciach.
Już o 10 porwałam Dorothę do Spa. Chciałam, żeby przyszła Panna
Młoda wyglądała świeżo w dniu swojego ślubu.
Po masażu, maseczce i pielęgnacji dłoni, poszłyśmy coś
przegryźć.
Kiedy Steven pomagał Christopherowi...
Ja wspierałam Dorothę.
Wszystko było gotowe. Para młoda rozanieliła się na swój
widok. Prawda, wyglądali cudownie.
Już mieliśmy zaczynać, kiedy... Chris zasłabł.
Wiedząc, jaki jest jego stan zdrowia, zabraliśmy go szybko
do szpitala. Tam, czekając na wyniki badań, czas dłużył się niemiłosiernie.
Siedzieliśmy w poczekalni. Dorotha została w sali z
ukochanym.
Kiedy tylko się wybudził, przybiegła nas zawołać.
Leżał na łóżku, odkryty i w zadziwiająco dobrym humorze. Po
3 godzinach czekania, okazało się, że to nic poważnego. Po prostu zasłabł.
Dostał od nas reprymendę, że ma nas tak nie straszyć.
Wyglądał i czuł się dobrze. Jednak lekarz chciał go
zatrzymać w szpitalu na parę dni. Postanowiliśmy wykorzystać jego dobre
samopoczucie i dokończyć ceremonie w sali szpitalnej.
Przedstawiam Państwa Dorothę i Chritophera Lancer.
Oczywiście uściski i gratulacje.
W domu, Steven odpoczywał. Zbierał siły na kolejną trasę, w
którą miał już niebawem wyruszyć.
Dorotha całe dnie spędzała w szpitalu, przy ukochanym. To
zmotywowało mnie do sięgnięcia po książkę kucharską. Kiedy dowiedziałam się, że
Chris ma wrócić do domu, postanowiłam coś upichcić.
Młoda para znowu w domu.
Zasiedliśmy razem do stołu. Szefowa kuchni nie mogła się
nadziwić, jakie postępy poczyniłam w dziedzinie gotowania.
W końcu mieliśmy okazję przekazać im informację, o
czekającym prezencie ślubnym. Gosposia nie mogła uwierzyć w nasze słowa. Była
zachwycona wyjazdem, ale obawiała się, czy nie umrę z głodu, kiedy jej nie
będzie. Kolacja miała być dowodem mojej samodzielności.
Przesiedzieliśmy razem cały wieczór. W nocy, starsi państwo
chyba nie zmrużyli oka, pieczętując swój związek.
No i tak o to nadszedł dzień wyjazdu. Pożegnanie i ostatnie
wskazówki. Nie, nie nasze dla nich, tylko ich dla nas. Dostałam długą listę,
banalnie prostych potraw, które pomogą mi przetrwać samotne dni.
Zostaliśmy sami. Za dwa dni, Steven miał ruszyć w trasę.
Postanowił troszkę mnie porozpieszczać. Zjedliśmy kolację, wypiliśmy drinka i
obejrzeliśmy razem film...
Jak się jednak okazało, nie to było atrakcją tego dnia. O
świcie, Steven zerwał się na równe nogi i pociągnął mnie za rękę za sobą.
Myślałam, że chcę iść „na pięterko”. Ale nie to miał w planach. Kiedy przede
mną uklęknął, oniemiałam z zachwytu.
Wyznał, że ślub Dorothy i Chritophera bardzo go wzruszył.
Wsunął mi pierścionek na palec i zapytał, czy i ja nie zechciałabym mu
towarzyszyć przez resztę życia. Chyba nie muszę mówić, jaka była moja
odpowiedź?
No i co teraz? Jak uda się wyjazd “młodej” starszej pary? Co
zrobi Lana, przez dwa tygodnie bez gosposi i ukochanego? No i jaki będzie ich
ślub? Sami zobaczycie.
C. D. N.
C. D. N.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńjakie emocje ^^
OdpowiedzUsuń