czwartek, 28 marca 2013

Odcinek 3


Zaprosiłam pana Lancera do nas, na rozmowę. Ostatnio na biesiadzie, udało mi się z nim zamienić zaledwie parę słów.



Zaproponowałam, żeby się do nas wprowadził. Nie chciałam stracić cudownej gosposi, a potajemne schadzki również nie wchodziły w grę. Na początku troszkę się martwili co powie Steven, ale obiecałam, że się tym zajmę.



Po przeprowadzce, Dorotha z Christopherem, wyglądali jak zakochani nastolatkowie.



Widać było, że starszy pan bardzo się cieszył. W podzience przyniósł nam kwiaty.





Steven był w trasie, a mnie kąpletnie pochłonęły treningi i występy.





Byłam tak wycieńczona, że w głowie majaczyły mi tylko wspomnienia masażu i akupunktóry, którą zwykle robił mi Steven.



Pewnego dnia, Dorotha poprosiła mnie o rozmowę.



Opowiedziała mi o tym, że była z Christopherem w szpitalu na badaniach. Z jego zdrowiem nie było najlepiej, a lekarze nie dawali mu zbyt wiele czasu. Starałam się ją pocieszyć, ona jednak nalegała, bym nie mówiła nic panu Lancerowi.



Ta rozmowa nie dawała mi spokoju. Steven nadal był w trasie i jeszcze nic nie wiedział. Mnie przyszedł do głowy pewien pomysł. Poprosiłam Dorothę, by poszła ze mną do sauny. Wiedziałam, że tam nikt nam nie będzie przeszkadzał.



Zapytałam ją o to, co czuje do swojego ukochanego i czy chciałaby wziąć z nim ślub. Wiedziałam, że oboje tego pragną, bo na każdym kroku gruchali do siebie, jak gołąbeczki. Byłam jednak pewna, że Dorotha nie miała odwagi mi o tym powiedzieć. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do Stevena. Nie odebrał. Nagrałam mu na sekretarce wiadomość, że musi jak najszybciej wracać do domu.



Wieczorem miałam pokaz. Starsi państwo zostali w domu sami. Dorotha wzięła sprawy w swoje ręce.



Nie trudno się domyślić, jaka była odpowiedź Christophera.



Steven wrócił do domu w środku nocy. Zostawił w trasie całą grupę. Kiedy opowiedziałam mu o wszystkim, co się działo i o tym, co nas jeszcze czeka, zrobił mi niemałą awanturę. Nie lubił niespodzianek. A uleganie służbie uważał za coś poniżającego.



Używając swojego wrodzonego wdzięku i talentu do manipulacji, wyjaśniłam mu, że Dorotha jest dla mnie, jak babcia i pragnę jej szczęścia. Delikatnie przeprosiłam za to, że tak długo zwlekałam z poinformowaniem go o wszystkim. Szybko mi wybaczył.



Z samego rana, przystąpiliśmy do rozmowy oraz robienia konkretnych planów.



Oznajmiliśmy, że sfinansujemy cały ślub. Para „młoda” była tym faktem oburzona. Po długich negocjacjach, doszliśmy do porozumienia, że to będzie kameralna impreza.



Nie tracąc czasu, jeszcze tego samego popołudnia, udaliśmy się do najlepszego krawca w mieście. Steven doradzał Panu Młodemu, jak powinien się ubrać na tą okazję. Mnie pozostała stylizacja Panny Młodej.





Wracając do domu, dyskutowaliśmy o tym, co należy jeszcze zrobić.



Czy ślub dojdzie do skutku? A może ta sytuacja ruszy sumienie zatwardziałego kawalera, jakim jest Steven?
Pożyjemy, zobaczymy.

C. D. N.

1 komentarz:

  1. cos mi tu... heheeh ten starszy pan mi sie nie podoba ..

    OdpowiedzUsuń