Zaprosiłam pana Lancera do nas, na rozmowę. Ostatnio na
biesiadzie, udało mi się z nim zamienić zaledwie parę słów.
Zaproponowałam, żeby się do nas wprowadził. Nie chciałam
stracić cudownej gosposi, a potajemne schadzki również nie wchodziły w grę. Na
początku troszkę się martwili co powie Steven, ale obiecałam, że się tym zajmę.
Po przeprowadzce, Dorotha z Christopherem, wyglądali jak
zakochani nastolatkowie.
Widać było, że starszy pan bardzo się cieszył. W podzience
przyniósł nam kwiaty.
Steven był w trasie, a mnie kąpletnie pochłonęły treningi i
występy.
Byłam tak wycieńczona, że w głowie majaczyły mi tylko
wspomnienia masażu i akupunktóry, którą zwykle robił mi Steven.
Pewnego dnia, Dorotha poprosiła mnie o rozmowę.
Opowiedziała mi o tym, że była z Christopherem w szpitalu na
badaniach. Z jego zdrowiem nie było najlepiej, a lekarze nie dawali mu zbyt
wiele czasu. Starałam się ją pocieszyć, ona jednak nalegała, bym nie mówiła nic
panu Lancerowi.
Ta rozmowa nie dawała mi spokoju. Steven nadal był w trasie
i jeszcze nic nie wiedział. Mnie przyszedł do głowy pewien pomysł. Poprosiłam
Dorothę, by poszła ze mną do sauny. Wiedziałam, że tam nikt nam nie będzie
przeszkadzał.
Zapytałam ją o to, co czuje do swojego ukochanego i czy
chciałaby wziąć z nim ślub. Wiedziałam, że oboje tego pragną, bo na każdym
kroku gruchali do siebie, jak gołąbeczki. Byłam jednak pewna, że Dorotha nie
miała odwagi mi o tym powiedzieć. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do
Stevena. Nie odebrał. Nagrałam mu na sekretarce wiadomość, że musi jak
najszybciej wracać do domu.
Wieczorem miałam pokaz. Starsi państwo zostali w domu sami.
Dorotha wzięła sprawy w swoje ręce.
Nie trudno się domyślić, jaka była odpowiedź Christophera.
Steven wrócił do domu w środku nocy. Zostawił w trasie całą
grupę. Kiedy opowiedziałam mu o wszystkim, co się działo i o tym, co nas
jeszcze czeka, zrobił mi niemałą awanturę. Nie lubił niespodzianek. A uleganie
służbie uważał za coś poniżającego.
Używając swojego wrodzonego wdzięku i talentu do
manipulacji, wyjaśniłam mu, że Dorotha jest dla mnie, jak babcia i pragnę jej
szczęścia. Delikatnie przeprosiłam za to, że tak długo zwlekałam z
poinformowaniem go o wszystkim. Szybko mi wybaczył.
Z samego rana, przystąpiliśmy do rozmowy oraz robienia
konkretnych planów.
Oznajmiliśmy, że sfinansujemy cały ślub. Para „młoda” była
tym faktem oburzona. Po długich negocjacjach, doszliśmy do porozumienia, że to
będzie kameralna impreza.
Nie tracąc czasu, jeszcze tego samego popołudnia, udaliśmy
się do najlepszego krawca w mieście. Steven doradzał Panu Młodemu, jak powinien
się ubrać na tą okazję. Mnie pozostała stylizacja Panny Młodej.
Wracając do domu, dyskutowaliśmy o tym, co należy jeszcze
zrobić.
Czy ślub dojdzie do skutku? A może ta sytuacja ruszy
sumienie zatwardziałego kawalera, jakim jest Steven?
Pożyjemy, zobaczymy.
C. D. N.
C. D. N.
cos mi tu... heheeh ten starszy pan mi sie nie podoba ..
OdpowiedzUsuń